Kopalnia złota, Wilbur Smith



„Ziemia niechętnie oddaje swoje skarby: trzeba je wydzierać siłą”


Rod Ironsides to ambitny, młody kierownik wydobycia głębinowej kopalni Sonder Ditch w RPA. Karierowicz z klasą, odrobinę chytry i łasy na awanse, jednakże lubiany przez pracowników – nie waha się, by wraz z górnikami schodzić do nisko położonych szybów czy pomagać w akcjach ratowniczych. Właśnie do Roda zwróci się Manfred Steyner, mąż wnuczki prezesa, z niezwykłą prośbą. By uzyskać zgodę, najpierw obieca Rodowi objęcie stanowiska dyrektora generalnego Sonder Ditch, którą to posadę Rod skwapliwie przyjmie. Nie wie jednak, jak ogromną cenę przyjdzie mu zapłacić za awans.
Grupa największych szych, magnatów giełdowych, dyrektorów – ludzi, którzy kierują światową gospodarką złota i jego ceną – sfałszuje raporty geologiczne, by wymóc na Rodzie wykonanie odwiertów w skrajnie niebezpiecznej części terenów przy Sonder Ditch. Rod, wbrew zdrowemu rozsądkowi i intuicji, naiwnie uwierzy w raporty i zgodzi się na rozpoczęcie prac. W międzyczasie nawiąże romans z kobietą, która teoretycznie powinna być dla niego całkowicie niedostępna. 

Zacznie się gra o wielką miłość, wielkie pieniądze i… życie tysięcy ludzi.

„Żądam bezwzględnego posłuszeństwa. Będzie pan moim człowiekiem w kopalni”.

„Kopalnia złota” to interesujące i wnikliwe studium pracy górników z ogromnym przekrętem w tle. Machlojki, kradzieże złota oraz plan, który sprawi, że najbogatsi ludzie staną się jeszcze bardziej bogaci, nawet kosztem życia tysięcy górników, pracujących na głębokości dwóch tysięcy metrów. Jednych może znudzić, ale ja osobiście uważam, że „Kopalnia złota” to naprawdę ciekawa rzecz. Może w tym wypadku odzywa się moje inżynieryjne wykształcenie, bo działanie pewnych urządzeń, wiercenie w skale i mroczne otoczenie kopalń bardzo mnie zaintrygowało. A spisek, rozbrzmiewający w tle, to istna wisienka na torcie. Ogromne przedsięwzięcie udowadnia, że pieniądz jest tak naprawdę ponad ludzkim życiem; wszak krew jest tania.
Zastanawiające jest to, że to takie kruszce, jak złoto czy diamenty, właściwie determinują całą światową gospodarkę. A pozyskiwane są przez takich ludzi, jakich opisuje Smith – uśmiechniętych, pracowitych i silnych mężczyzn, którzy godzą się na niesamowicie trudną pracę za, tak naprawdę, nieadekwatne do niebezpieczeństwa wynagrodzenie. Takich, jak Big King, prostoduszny Murzyn z plemienia Szangaanów,akich, jak Big King, prostoduszny Murzyn z plemienia będzie obchodził pięćdziesięciolecie powieściopisarstwa. o niebezpieczeńst czy biali bracia Delange. Codziennie zdarzają się wypadki i jest to ryzyko, które każdy pracownik musi podjąć. Wybuch metanu, obsunięcie stropu, źle poprowadzone wiercenie – przyczyn tragedii może być wiele, a na tablicy przed kopalnią co jakiś czas zmienia się liczbę, odliczającą dni bez śmiertelnego wypadku, na zero.

„BĄDŹCIE OSTROŻNI.
ZALEŻY OD TEGO WASZE ŻYCIE.

DZIĘKI WASZEJ CZUJNOŚCI OD 16 DNI NIKT NIE ZGINĄŁ”

Wilbur Smith jest pisarzem zambijskiego pochodzenia. Urodzony w 1933 roku, zadebiutował dopiero 29 lat później, w roku 1964, powieścią „Gdy poluje lew”. Od tamtej pory napisał ponad trzydzieści książek, a w przyszłym roku będzie obchodził pięćdziesięciolecie powieściopisarstwa. „Gold mine”, wydana w Polsce dopiero w tym roku, została przezeń napisana w 1970 roku.

Ciężko jednoznacznie określić, czym jest powieść Wilbura Smitha, ponieważ zawiera w sobie cechy kilku gatunków: powieści sensacyjnej, przygodowej, kryminalnej, dramatu i romansu, a także powieści podróżniczej. Przez ten misz-masz gatunkowy jestem przekonana, że powieść może się spodobać szerokiemu gronu czytelników. 



Powieść tym bardziej mi się podobała, gdyż mój ojciec swego czasu pracował w kopalni złota – najgłębszej kopalni w Afryce, a może i na całym świecie – Kloof. Kawałek skały z zawartym w niej złotem widnieje na powyższym zdjęciu, a jest to właśnie pamiątka z Kloofu. Poczekam, aż on przeczyta powieść i wówczas będę wiedziała, czy to, co jest opisane na jej łamach jest wiarygodne, choć na chwilę obecną, po rozmowie z ojcem, jestem przekonana, że tak. Jedyne, co się zmieniło, to zaostrzono kontrole przy wyjściach z kopalni – obecnie kradzież drobinek złota w ubraniu czy włosach jest praktycznie niewykonalna, choć jestem skłonna uwierzyć, że nawet i najostrzejsze przepisy można obejść.

Dla obrazu Afryki, dzikości kontynentu, brudu i układów, dla trzymającej w napięciu intrygi, przerażających umów i dyrygowania ludźmi – warto. Zdecydowanie polecam.


tytuł oryginału: Gold mine, 1970
tłumaczenie: Tomasz Wyżyński
wydawnictwo: Albatros
data wydania: 29 marca 2013
ISBN: 9788378856115
liczba stron: 352

Kopalnia złota >> KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Za egzemplarz do recenzji i dwa wywołujące zawał serca długopisy serdecznie dziękuję serwisowi kostnica.com.pl, na którym pierwotnie pojawiła się recenzja.

Komentarze

  1. No to zacznę od tego, że jestem tu pierwszy raz i już chyba zostanę :) Grafika wow - zapada w pamięć. Blog ma klimat. A teraz przejdźmy do meritum :) Fabuła książki niezbyt mnie zainteresowała, choć trzeba przyznać, że dość oryginalna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak sobie patrzyłam na tytuł... (autora w ogóle nie kojarzę) i się zastanawiałam: od kiedy recenzujesz książki przygodowe? xD Bo tytuł jakoś nie pasował mi do kryminału, tylko przywodził mi na myśl coś w stylu "Kopalni króla Salomona" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To raczej książka kryminalno-przygodowo-obyczajowa, a od kiedy? Ot, od dziś, chociażby. Jak już kiedyś pisałam, nie czytam tylko kryminałów i horrorów, tylko nie zawsze recenzuję inne gatunki. Wystarczy spojrzeć na moje pierwsze recenzje - same romanse i obyczajówki :)

      Usuń
    2. Ah, widzisz! A ja Cię poznałam dopiero od strony kryminalno-thrillerowo-horrorowej, z odrobinką zombiaczków w tle ;)

      Usuń
    3. Właściwie to tak, najczęściej te gatunki :) Ale nie zamykam się na inne książki. W końcu jestem fanem Bridget Jones, więc nie przystoi ;)

      Usuń
    4. To taka ironia z tą Bridget Jones? Bo teraz mi głupio, że ją oddałam na wymianę. A jednak ma wielbicieli. :P

      Usuń
    5. Absolutnie, żadna ironia! Ja naprawdę uwielbiam BJ! Nawet w Archiwum najlepszych o niej kiedyś pisałam :P Mam obie części i za Chiny ich nie oddam. Dlatego się zdziwiłam, jak pisałaś, że na wymianę oddałaś ;)

      Usuń
    6. Bo jej nie lubię, to po co miała zajmować miejsce? Za to nigdy nie oddałabym żadnej książki Coelho (właśnie trafiłam na Twoją zakładkę Targ) :P

      Usuń
    7. Coelho czytałam namiętnie dokładnie 12 lat temu :P Teraz jest dla mnie... zbyt infantylny i chcę się go pozbyć. Ot, gusta i guściki :)

      Usuń
    8. Dla mnie trochę mało rezolutna jest ta Bridget. Stwierdziłam to po pierwszej stronie jej jakiejś listy postanowień. Ja też coś koło tego zaczęłam czytać Coelho, ale nadal mam do Niego słabość. Na półce do przeczytania czekają już jego "Walkirie" ;) Ale o gustach się nie dyskutuje :)

      Usuń
  3. Dość "normalna" książka jak na Ciebie :D Dużo gatunków, ale czy to dobrze? Nie wiem. Okładka fajna. Mogłabym się zdecydować na nią. ;D O ile będzie kiedyś dostępna w bibliotece :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dość ciekawa książka. Na odprężenie - w sam raz :]

      Usuń
  4. Ciekawa fabuła. Podoba mi się taki misz-masz gatunkowy. Musze rozejrzeć się za tą książką.
    Widzę, że kostnicowe długopisy ci się podobją he he :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo! Żałuję tylko, ze nie są niebieskie albo czarne - fajnie by było podpisywać umowy w banku nimi ;) Aż mi szkoda, że nie jestem nauczycielką - takim długopisem sprawdzać klasówki, ha! Ale bym siała postrach ;)

      Usuń
    2. No niestety są tylko krwiste :-) Też żałuje, że nie ma czarnych, ale mimo wszystko fajny bajer;-)

      Usuń
  5. Zapowiada się ciekawie. Niekiedy takie pomieszanie gatunków przynosi pozytywny efekt. Mnie zaintrygowałaś.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widząc miniaturkę pomyślałam, że wypełniłaś strzykawki krwistopodobną substancją :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz jak to to się z koperty wyciągało?! Przerażające :P

      Usuń
    2. Mój zdrowy rozsądek wtedy by uciekł i rzuciłabym nimi na odległość :P

      Usuń
  7. Jaka mieszanka gatunków. :) Jak mi wpadnie w ręce to przeczytam na pewno. :)

    OdpowiedzUsuń

  8. Rzeczywiście literacki misz masz, ale nie powiem, ciekawy:) Zdjęcie super, te strzykawki na książce...ta bryłka złota, genialny pomysł!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej pory stała i kurz zbierała, wreszcie się na coś przydała ;)

      Usuń
  9. Niesamowita pamiątka z tą bryłą złota :) Co do twórczości Wilbura Smitha to muszę w końcu ją poznać, bo chociaż tyle książek ma ten autor na koncie to ja jeszcze żadnej nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wyszłam z tego założenia, że autor znany i powinno się choć 'liznąć' cokolwiek z jego twórczości.

      Usuń
  10. Hahaha, najpierw czytałem tego posta na telefonie i nie zauważyłem, że na tych "długopisach" jest adres kostnicy i myślałem, że to prawdziwe... poidełka :D. A już przypuszczałem, że... dobra, dobra, nieważne :P.

    Mam wielką nadzieję, iż mi wybaczysz, że nie zamierzam sięgnąć po tę książkę :D. Ostatnio coś zawziąłem się za polskich autorów... Darda, zaraz będzie Mickiewicz ;p i Grzędowicz... aż siebie nie poznaję ;P.

    Pozdrawiam!
    Melon :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poidełka?! Ale jakie...? Takie dla gryzoni? ;P
      Rozwiń tą myśl! ;)

      Żadnego z tych panów bliżej nie znam, głównie ze słyszenia, plus kilka wierszy pana M. ;) Współczuję. Albo i nie, zależy, jak Ci się Pan T. spodoba :)

      Usuń
    2. Poidełka dla narkomanów :D.

      Nie znasz Dardy!? Jak śmiesz ;P!?
      A Grzędowicz napisał przykładowo serię "Pana Lodowego Ogrodu" ;).

      Usuń
  11. Nie mówię tej książce nie, ale może dopiero za jakiś czas ją przeczytam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. W sumie czemu nie, ciekawi mnie taki misz-masz gatunkowy, brzmi całkiem przyzwoicie. I fajne te długopisy, działają na wyobraźnię :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie jestem pewna, czy przekręty górnicze mnie kręcą, ale po tego autora w końcu kiedyś muszę sięgnąć.

    Świetne te długopisy! Rewelacja. Chętnie wzięłabym taki do pracy. :P

    A teraz ta rozpaczliwa część mojego komentarza. Ty wiesz, że akurat w tym tygodniu, kiedy będziesz w Poznaniu, moja koleżanka z pracy bierze tydzień urlopu? Dramat i tragedia, po prostu, bo to oznacza nadgodziny, nie wiem tylko jak duże. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIE!!!!!!!!!! Oj, to koniecznie musisz coś wykombinować. Choć kilka godzin wieczorem!!! Koniecznie! Masz miesiąc czasu, wyczaruj dla mnie te dwie godzinki!!!

      Usuń
    2. Kurcze, ale pomyśl co za francowaty pech. Ostatni taki urlop miała we wrześniu...

      Pewnie, że wyczaruję, tylko powiedz mi, który dzień najbardziej by Ci pasował. Dasz radę w piątek?

      Usuń
    3. Właśnie w piątek chyba nie. Nie wiem, muszę pogadać z bratem. Jesteśmy in touch, jakby co :) Najlepszy byłby czwartek, ale wszystko da się zrobić. Jeśli Ty będziesz mogła tylko w piątek no to zrobimy tak, żeby do spotkania jednak doszło! Zresztą musi dojść. Będziemy w jednym mieście i miałybyśmy się nie spotkać?!?! Phi!

      Usuń
    4. Spoko. Coś się wykombinuje.

      Opcja "nie spotkać się" nie wchodzi w grę. =)
      Nie darowałabym sobie przepuszczenia takiej okazji. :P

      Usuń
  14. Też dotąd raczej utożsamiałem Smitha z przygodowymi książkami. Temat ciekawy, do tego z akcją w Afryce - czegoż więcej można chcieć? :)
    Swoją drogą Twój ojciec miał bardzo ciekawą pracę. Niewielu ludzi może o sobie powiedzieć, że wydobywało złoto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, czego mój ojciec NIE robił...;) Praca nie do końca ciekawa, fizyczna, ciężka robota w ciemnościach, interesująca jest raczej w opowieściach niż w rzeczywistości ;) Ale owszem, jako mała dawka egzotyki - jak najbardziej :)

      Usuń
  15. Długopisy:cudo:) Co do książki to rzadko czytam przygodówki,jeśli już to Cusslera. Smith wpadł mi w oko przy innej okazji i kiedyś na pewno po niego sięgnę. Piękna grudka ze złotem:) Tata na pewno ma co wspominać.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cusslera nie znam (jeszcze). Jak dobry to chętnie się czasem odmóżdżę przy przyzwoitej przygodówce. Tak, taka wspomina, aż za często... ;) Te wszystkie opowieści już znam na pamięć ;)

      Usuń
  16. Skoro to swoiste połączenie różnych gatunków to może spróbuję swoich sił z prozą pana Smitha. Fabuła wydaje się być interesująca, a jeszcze bardziej intrygują mnie... DŁUGOPISY! *.*

    OdpowiedzUsuń
  17. Uch, połączenie kilku gatunków nieco mnie odstrasza, ale już nie raz przekonałem się, że ocenianie książek po tego typu detalach jest bezcelowe :) Nazwisko coś mi mówi, chyba czasem rzuca mi się w oczy na półkach księgarń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, skoro gość napisał ponad 30 książek, z czego sporo zekranizowano, to na pewno się obił o uszy :)

      Usuń
  18. To w sumie nie taki głupi pomysł. Idzie lato, przeczytałoby się jakąś dobrą przygodówkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może inne powieści Smitha, bo ta przygodowa jest tylko odrobinkę.

      Usuń
  19. Mój wujek pracuje w kopalni, mysle, ze warto przeczytac ta ksiazke i cos wiecej o tym sie dowiedziec, a taki misz masz nigdy nie cyztalam, ale warto spróbowac.

    OdpowiedzUsuń
  20. Takie połączenie gatunkowe jest czasami potrzebne. Jak zwykle super recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  21. A ostatnio widziałem znajomego z takim długopisem i tak się zastanawiałem, co to za gadżet :D

    Autora kojarzę z nazwiska, ale - jak wielu innych - nie miałem jeszcze okazji czytać. W każdym razie ciekawa sceneria na powieść. Od razu kojarzy mi się "Krwawy diament" z DiCaprio:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Niestety nie ciągnie mnie zupełnie do tej książki.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  23. Książka mnie nawet zainteresowała, ale najbardziej spodobały mi się długopisy ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Podoba mi się pamiątka z Kloofu :) i wychodzi na to, że Twój tata mógłby napisać własną powieść o podobnej tematyce ;)
    A długopisy-strzykawki już kiedyś widziałam - tylko bez napisu kostnica.com.pl :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęśliwie - nie umie ;) Więc więcej osób zanudzać nie będzie swoimi opowieściami... :P

      Usuń
  25. Nazwisko wydaje mi się znajome - nie jestem pewna czy czegoś już nie czytałam tego autora. W każdym razie na pewno nie była to ta pozycja o której piszesz ;)Ten obraz maszynerii skojarzył mi się z podobnym motywem w "Ludziach bezdomnych" - nie wiem czemu to przyszło mi na myśl bo Żeromskiego czytałam już dobre kilka lat temu :) A wracając do tematu - będę miała na uwadzę tę książkę Smitha :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz