Horror Show, Łukasz Orbitowski

"Boże, chroń mnie od ludzi uczciwych - ze skurwysynami jakoś dam sobie radę" 

Kraków jeszcze nigdy nie był tak brzydki. Giełdziarz i Szpad reprezentują wszystko to, o czym współczesne, polskie społeczeństwo chciałoby zapomnieć. W zawoalowany, metaforyczny sposób Orbitowski rozprawia się z tym, o czym wszyscy wiemy i na co wszyscy narzekamy, stosując do tego słów sprawiających, że gówno zmienia się w bukiet stokrotek, a najpiękniejsze ludzkie emocje zaczynają przypominać zatkany sedes.
"Horrorshow" to literacka wariacja o pewnej układance, przyjaźni i prozie życia. Banalnie prosta fabuła przedstawiona przy pomocy szalenie skomplikowanej treści, przemycającej całe naręcze błyskotliwych refleksji, to niejako cecha charakterystyczna autora, który tutaj ukazał całą specyfikę własnego poplątania. Wątki fantastyczne i sama fabuła stanowią efekt jakiejś dziwacznej, intelektualnej zabawy, kiedy to Łukasz z premedytacją spoglądał na świat przez bardzo przyziemne, szare okulary. Zblazowanie, typowe dla Polaka, wrzucone w rzeczywistość odartego z mistycyzmu i patetyczności Krakowa stanowią wysublimowany portret rzeczywistości lat '90, paradoksalnie wymykającej się realnemu poznawaniu. Tutaj jawa przenika sen i odwrotnie, akcja pędzi naprzód, i choć książka jest króciutka, to mimo wszystko emocjonalnie wycieńcza.
To dość trudna rzecz, pełna chaosu i niesprecyzowanego planu. Bywa zagmatwana na tyle, że człowiek czyta w stałym skupieniu, choć przecież sama fabuła nie jest wcale skomplikowana. Siłą tej książki jest bowiem jej wartość pozaliteracka, sens, który pojawia się właściwie dopiero w umyśle czytelnika. I nie wiem, dlaczego "Horror show" skojarzył mi się z filmami Larsa von Triera - książka nie ma w sobie ani krzty podobieństwa, jest w innym stylu i powinna prędzej przywodzić na myśl Masłowską, ale nie mogłam oprzeć się temu wrażeniu. Nawet niektóre dziwaczne, wręcz śmieszne elementy wywoływały we mnie niepokój. Może dlatego właśnie, iż opowieść jest osadzona na realnych, bardzo znajomych fundamentach, zaś cała reszta swobodnie lewituje w kosmosie? Ten niesamowity kontrast przypomina scenę z lisem w "Antychryście"...
Albo po prostu jestem głupia i nie zrozumiałam ani słowa, ale to nie działałoby raczej na korzyść książki...

W czasie mojej rozmowy z autorem zwróciłam uwagę, że Łukasz Orbitowski jest smutny. Tak generalnie. Nie potrafiłam znaleźć lepszego określenia, choć wiem, że ono zupełnie nie oddaje tego, co mam na myśli. I nadal nie potrafię. Tak czy inaczej, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w "Horrorshow" widać cały ten smutek, cały ten jazz, cały ten blues. To opowieść rozczarowanego otaczającym światem realisty, który - niech to szlag - mimo wszystko kocha ten swój paskudny, niemiłosiernie odpychający kawałek podłogi. I jednak potrafi marzyć, a choć marzenia te są dość specyficzne, to można w nich odnaleźć pewien rodzaj tęsknoty. Melancholia przeplata się z dosłownością, metafory z prostackimi odzywkami, w efekcie czego czytelnik doświadcza wybuchu dziwacznego koktajlu emocji. Elementy fantastyczne, oniryczne, momentami nawet przywodzą na myśl bizarro, choć to zupełnie inna półka. Bo jeśli chodzi o kwestie literackie, Orbitowski się nie patyczkuje, korzystając z całego arsenału polszczyzny - przez co, paradoksalnie, składa jej hołd. Już dawno nie czytałam czegoś tak wykwintnego, tak momentami wulgarnego, i tak polskiego. 
"Horror show" nie jest tak naprawdę ani kryminałem, ani horrorem, ani opowieścią fantastyczną, choć występują tutaj elementy wszystkich tych gatunków, a gwoli ścisłości, to reprezentuje gatunek zwany "horrorem realistycznym". I jak na reprezentanta świetnie się sprawuje, choć ja osobiście nieco inaczej ją odebrałam. Może nadinterpretuję, a może znalazłam się w takim momencie w życiu, że w nieco inny sposób postrzegam pewne treści, ale dla mnie ta powieść to coś zupełnie oryginalnego. To przypowieść, refleksja, cyniczna ocena rzeczywistości i jednocześnie kawał dobrej literatury. I choć momentami da się odczuć, że jest to debiut, to już można wyłapać elementy tak charakterystyczne dla prozy "późniejszego" Łukasza Orbitowskiego. To niezwykle uzdolniony literat z bajeczną wręcz wrażliwością i przebogatą wyobraźnią. "Horror show" to książka wyjątkowa, którą powinien przeczytać każdy wielbiciel słowa pisanego. Po prostu. 


____________________
Powyższy tekst pojawił się kilka miesięcy temu na portalu Kostnica.com.pl - dodaję go również i tu ze względu na to, iż przez ostatni tydzień byłam odcięta od sieci, a na dodatek ciągle w pracy. Czasu na blog zabrakło, a zatem - aby tak całkiem nie zarosnąć kurzem - macie pościk o bardzo dobrej książce ;) Powrócę z nowymi tekstami i nową energią po Nowym Roku, tak że stay tuned. Tymczasem życzę Wam serdeczności, mnóstwa genialnych książek i wszystkiego dobrego w 2015. Mam nadzieję, że podobnie jak ja, uważacie 2014 za całkiem niezły rocznik. :)




Komentarze