Czarne gwiazdy, Ryszard Kapuściński

Dawniej złościły mnie książki o Afryce: tyle w nich o białym i czarnym. Kolor taki i siaki we wszystkich odmianach. Aż wreszcie pojechałem sam. I wtedy zrozumiałem. Od razu dostaję swój przydział, swój tor. Od razu ta skóra swędzi. Albo razi, albo wywyższa. Człowiek nie może z niej wyskoczyć, ale przeszkadza mu ona żyć.

Ryszard Kapuściński (1997)
„Czarne gwiazdy” to książka, która została wznowiona nakładem wydawnictwa Agora po pięćdziesięciu latach (pierwotnie została wydana przez wydawnictwo Czytelnik). To zbiór reportaży, składających się na niedokończone książki o dwóch przywódcach niepodległej Afryki, które powstały w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku.

Dekolonizacja Afryki trwała wiele lat – od 1847, kiedy to Liberia uzyskała niepodległość, po rok 1993 (Erytrea). Najbardziej burzliwy czas walki o autonomię przypadł jednak na lata powojenne, z ekstremum w roku 1960, zwanym „Rokiem Afryki” - wówczas 17 państw afrykańskich odzyskało niepodległość. Ryszard Kapuściński był w latach sześćdziesiątych tam, gdzie Ghana pod rządami Kwame Nkrumah w 1957 oraz Kongo z Patricem Lumumbą na czele - w 1960 – ogłosiły niepodległość. Pisał – na strzępach papieru, w pośpiechu – krótkie reportaże, które miały ukazać rzeczywistość Afryki u początku gigantycznej przemiany, rewolucji, i wytłumaczyć białemu człowiekowi z Europy, jak to się na Czarnym Lądzie egzystuje. Rozmawiał z premierami, prezydentami, rewolucjonistami i zwyczajnymi obywatelami, z białymi i czarnymi, z kolonistami i rdzennymi mieszkańcami tych – zdawałoby się – dzikich krajów.

Nie bez przyczyny Ryszard Kapuściński jest nazywany Cesarzem reportażu - jego umiejętność ubierania wydarzeń w słowa jest niesamowita. Mamy tu teksty poważne i zabawne, pisane ironicznie i ze smutkiem. Bohaterami "Czarnych gwiazd" są czarnoskórzy Afrykańczycy, zajmujący przeróżne stanowiska (i tutaj przypomina mi się wiersz Rudyarda Kiplinga pt. „Jeżeli”). Kapuściński był obserwatorem, obiektywnym uczestnikiem, który miał za zadanie jedynie spisać rzeczywistość. A jednak nie do końca potrafił siedzieć bezczynnie - on, człowiek, który za nic miał podziały, sam doznał czegoś w rodzaju rasizmu. Bo, pomimo serca na dłoni, reporterskiej ciekawości, pragnienia bierności, bycia w gruncie rzeczy po Ich stronie, wciąż wzbudzał podejrzliwość i wciąż musiał udowadniać, że jest przyjacielem. To właśnie wtedy narodził się Ryszard Kapuściński, jakiego znamy - reporter, zaangażowany całą sobą w... drugiego człowieka. 
Tym swoim charakterystycznym językiem, okraszonym ogromną dawką ironii, lekkością i niesamowitą wręcz trafnością spisał fakty. Fakty, które wciąż – po pięćdziesięciu latach – są aktualne. Bo, abstrahując od samych przemian politycznych, od samej dekolonizacji i rewolucji, wciąż żywy jest podział wedle koloru skóry, który z góry determinuje postrzeganie człowieka w świecie. Kapuściński z ogromnym zdziwieniem i jednocześnie uznaniem zauważa pierwsze, drobne oznaki pewności siebie Afrykanów, którzy wreszcie, po tylu latach życia pod sztandarem kolonizatorów, czują się jak w domu. Jak u siebie.
Lakoniczny język Kapuścińskiego, tak dlań charakterystyczny, sprawia, że całą książkę czyta się jak jedną gazetę. Krótkie teksty, pozornie ze sobą niezwiązane - poza, oczywiście, miejscem i czasem akcji, pozbawione są patosu, moralizatorstwa czy nawet opinii autora. To są suche fakty, przełożone w najprostszy możliwy sposób, które mają jednak moc rozwijania się w głowie czytającego. Nie wiem, czy wiecie, co mam na myśli. Wystarczą mi dwa zdania któregokolwiek reportażu, by w moich myślach powstało ich dwadzieścia. Tu tkwi moc Cesarza - zaklęcie w jednym zdaniu tysiąca słów. Zaklęcie - obok faktów, niepostrzeżenie - mentalności, światopoglądu, samopoczucia bohaterów tekstów. To my sami wyciągamy wnioski, analizujemy fakty. Sami kiwamy głową wiedząc, na co w danym momencie zwraca uwagę autor, na jaki aspekt wskazuje palcem, co chce podkreślić. Rozumiemy, że kiedy pisze o "kolonach", obnaża paskudę rasizmu, kiedy opisuje przejazd przez granicę wskazuje na zamknięcie Afryki w Afryce, a kiedy wspomina o uśmiechu ministra wiemy, że go polubił. 
Książka, oprócz pięknego wydania, zawiera także mnóstwo zdjęć, które doskonale uzupełniają tekst. Dzięki nim "Czarne gwiazdy" ożywają, i wcale nie wyczuwa się upływu czasu.
W doskonałym posłowiu Bogumiła Jewsiewickiego, który uzupełnił wiele danych i wręcz łopatologicznie nakreślił opisywane w reportażach sytuacje, czytamy o powinowactwie "Czarnych gwiazd" z dziełem Josepha Conrada, "Jądro ciemności". Czy słusznie? Przekonajcie się sami. Jak dla mnie „Czarne gwiazdy” to pozycja niezwykle interesująca, wymuszająca zadumę. Żałuję, że jest to zbiór niedokończony, że zawiera sporo braków, ale cieszę się, że właśnie pomimo tego został wydany. Paradoksalnie, surowość tekstów, które powstały praktycznie na kolanie, sprawia, że stanowią one fascynujące świadectwo równie surowej rzeczywistości. Rzeczywistości, która mimo to, bywała także kolorowa, wesoła i pełna nadziei. „Czarne gwiazdy” z pewnością mogą zauroczyć Afryką i sprawić, że chce się sięgnąć po więcej. Więcej Afryki i więcej Kapuścińskiego – a to znajdziecie w takich dziełach, jak „Heban” czy „Cesarz”.
Polecam osobom zainteresowanym historią świata, miłośnikom Czarnego Lądu, sympatykom reportażu i – może przede wszystkim – fanom pióra Cesarza tego gatunku.


wydawnictwo: Agora SA
ISBN: 9788326812590
liczba stron: 208

Czarne gwiazdy [Ryszard Kapuściński]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE



Komentarze