Kulisy Polskiego Horroru. #21 Pan Goryl



Z okazji oczka, czyli 21. odsłony cyklu, mam dla Was niespodziankę. Dzisiaj nie rozmawiam z autorem literatury grozy, ale z kimś, kto w inny sposób oddaje hołd temu gatunkowi. Pan Goryl to dość odważny, obrazoburczy i kontrowersyjny artysta, którego rysunki, grafiki i obrazy możecie obejrzeć na jego fanpejdżu. Wielu z Was zna jego prace chociażby z okładek Horror Masakry czy Gorefikacji. Pan Goryl jest dość mocno związany z inicjatywami Tomka Siwca, obaj panowie współpracują od samego początku istnienia wydawnictwa. Grafiki Pana Goryla są utrzymane w dość... specyficznej estetyce, przywodzącej na myśl horrory klasy B z lat '80, wyświetlane po 23:00 na kanale Puls. Nie każdemu się to podoba, ale trzeba przyznać, że jest to dość oryginalne i, co najważniejsze, polskie! ;) Ja osobiście jestem fanką "kreski" Pana Goryla, bo dla mnie jego dzieła mają wartość... sentymentalną, podoba mi się ta kiczowata stylistyka. Posłuchajcie, co ma do powiedzenia Pan Goryl. Mam nadzieję, że Was miło zaskoczyłam ;) 


Paulina Król: Kim jest Pan Goryl?
Pan Goryl: Nieciekawy typek po trzydziestce z lekko zmarnowanym talentem.  Mieszka w Wałbrzychu z narzeczoną i dwiema białymi kotkami, może być?
Paulina: Może :) Kiedy zacząłeś rysować?
Pan Goryl: Już jako brzydkie osikane dziecko rysowałem wszystkim i po wszystkim. Kiedyś przyszła do mojego domu pewna kobieta z zapłakaną dziewczynką na skargę do moich rodziców. Okazało się, że dziewczynka ma na całych pośladkach wymalowane piękne, kolorowe kwiaty. Nie pamiętam tego, miałem może z 6 lat, ale zawsze się u mnie o tym wspomina :)
Paulina: Nieźle, 6 lat i nie dość, że artysta, to jeszcze ze słabością do damskich pośladków ;)
Pan Goryl: Nie pamiętam, czemu na pośladkach i czemu akurat kwiaty ;) Potem wiadomo, z czasem umiejętności się szlifują i z pośladków przeszedłem na szkolne ławki i ostatnie kartki zeszytów. Wiesz, to były jeszcze takie czasy, że wszyscy mieli gdzieś, że ktoś tam ma jakiś talent, a młody chłopiec nabuzowany testosteronem nie myśli przyszłościowo. Jeśli nikt Cię nie pokieruje, jakoś pchnie na odpowiednie tory to sam naciśniesz spłuczkę i twój talent zniknie w wielkim wirze spienionej wody z kibla.
Paulina: Czyli nie skończyłeś żadnej szkoły artystycznej, tylko jesteś samoukiem?
Pan Goryl: Tak, jestem samoukiem, co zresztą chyba widać w moich pracach, jeśli ktoś zna się na tym na pewno zauważy mnóstwo, że tak powiem, nieprawidłowości. Tak naprawdę zabrałem się za tablet i programy graficzne jakieś kilka lat temu i używam tylko kilku funkcji.
Paulina: A od kiedy skupiłeś się na obrazkach gore?
Pan Goryl: Od dziecka uwielbiam pośladki i horrory ;) W latach ’80, czasach świetności magnetowidów, godzinami filtrowałem przez swój dziecięcy móżdżek kilometry taśm VHS właśnie z horrorami. Pamiętam pierwszy film na video, to była pierwsza klasa podstawówki. „Zombie the Flesh Eaters” Lucio Fulciego. Wtedy oczywiście nie wiedziałem, kto to jest, ale ten obraz zrobił na mnie ogromne wrażenie. Od tej chwili oglądałem tylko podobne filmy, a co się z tym wiąże - zacząłem rysować zombie i pokaleczonych ludzi. Kiedyś oglądanie wideo było jak dzisiaj chwaleniem się nowym samochodem albo czymś w tym stylu. Nikt nie zastanawiał się nad treścią tego, co się ogląda, to było video - okno na świat. Ludzie zbierali się w grupy, pili wódkę i oglądali odcinki McGyvera nagrane z niemieckiej telewizji. Takie były czasy; dzisiaj pewnie nie włączano by dziecku takich filmów jak „Flesh Eaters”, ale wtedy była inna mentalność.
Paulina: I jakie były te pierwsze horrorowe rysunki?
Pan Goryl: Nie wiem, czy akurat to były pierwsze… nie pamiętam, ale rysowałem często zombie apokalipsę, wiesz - wojsko w samochodach, barykady na ulicach, szpitale, rannych zarażonych, chaos na maksa… Niestety, żaden się nie uchował, inne dzieciaki w mojej klasie przeważnie zaraz konfiskowały moje dzieła ;) To były naprawdę świetne rysunki jak na kilkuletnie dziecko, dzisiaj już chyba zatraciłem zdolność do takiego rysowania tła i otoczenia jak wtedy.
Paulina: Zdarza Ci się jeszcze malować kwiaty?
Pan Goryl: Niestety, każdy woli mieć czyste pośladki ;) Nie lubię rysować kwiatów, nie kręcą mnie ;)
Paulina: To jak to się stało, że raptem zacząłeś tworzyć okładki niszowych horrorów?
Pan Goryl: Jak zacząłem rysować na tablecie i publikować te moje prace, kilka osób, że tak powiem „z branży” się zainteresowało. Poznałem m.in. Tomka Siwca… no i tak wyszło :)
Paulina: Jak się przygotowujesz do stworzenia okładki? Czytasz tekst? Całość jest Twoją inwencją, czy Twoi klienci mówią Ci, co masz narysować?
Pan Goryl: Nieraz polega się w ciemno na mojej wizji. I nieraz się to pokrywa z założeniami autora tekstu, czy tam innego projektu. Ja osobiście lubię najpierw przeczytać to, co mam zilustrować. Tak jak było ze „Śmieciowiskiem”. Poprosiłem Tomka, żeby mi przedpremierowo podesłał tekst, potem podesłałem grafikę Karolowi. Wyszło okej - spodobało mu się i wszyscy jesteśmy zadowoleni z efektu. Myślę, że po przeczytaniu całego opowiadania mój rysunek dopiero nabierze prawdziwych barw, zresztą tak jak cała historia napisana przez Karola. Chciałem żeby to wrażenie było analogiczne, jeśli chodzi o okładkę.
Paulina: A jak rysujesz dla siebie, nie na zamówienie, to co Cię inspiruje?
Pan Goryl: Zawsze wyobrażam sobie jakieś potworne sytuacje, historie i bohaterów, którzy się w nich znajdują, W każdej otaczającej mnie rzeczy jestem w stanie wypatrzeć jakąś potworną inspiracje. To tak jak z tą szklanką wody, w której można się utopić - nigdy nie możesz czuć się bezpieczna ;) Myślę, że po prostu trzeba mieć tego typu specyficzne postrzeganie rzeczywistości.


Paulina: A jak wygląda proces powstawania rysunku? Natchnienie przychodzi i za jednym zamachem rysujesz kilka obrazów, czy jeden to max?
Pan Goryl: Przeważnie rysuję klika rzeczy na raz, mam masę niedokończonych prac. Na wenę póki co nie narzekam, wystarczy, że wezmę do ręki pióro i zawsze narysuję jakąś makabreskę, potem to się stopniowo rozwija w coś większego.
Paulina: Ile trwa powstanie takiej grafiki?
Pan Goryl: To zależy od wolnego czasu, nieraz kilka dni nieraz kilka godzin.
Paulina: Ile bierzesz za rysunek?
Pan Goryl: Przeważnie odbieram zapłatę w naturze, tak że nie wiem jak mam Ci odpowiedzieć ;) Póki co nie uważam, żebym był aż tak dobry, żeby zarabiać na tym pieniądze. Mam satysfakcję, jak ktoś napisze: „kurwa, ale fajne”.
Paulina: A nie myślałeś o tatuowaniu?
Pan Goryl: Kiedyś o tym myślałem, ale wiesz - środowisko prawdziwych artystów tatuażu jest dość sterylne zamknięte. I bardzo dobrze, bo dzięki temu oddzielane są ziarna od plew, że tak się wyrażę. Tam nikt nie poprowadzi Cię za rękę, musisz w tym biznesie wszystko postawić na jedna kartę, całe swoje życie. To jest też bardzo kosztowna profesja - musisz bardzo dużo zainwestować. Nie jest tak łatwo.
Paulina: Środowisko może i hermetyczne, ale jak jesteś dobry, to jesteś dobry i już. Wszyscy znają Gonza czy Hernandeza. Praktyczna strona sztuki ;) No to może koszulki ręcznie malowane? Obrazy? Plakaty filmowe? Wysyłasz portfolio gdzieś?
Pan Goryl: Wiesz, ja jestem bardzo krytyczny co do mojej twórczości, a w dzisiejszych czasach kolesie młodsi ode mnie o prawie 20 lat z kilku fotografii potrafią zrobić cuda. Mój styl jest dość specyficzny - delikatnie mówiąc za mało profesjonalny na zarabianie pieniędzy. Cieszę się, że komuś się podoba to, co robię i wykorzystuje moje prace, ale zdaję sobie sprawę z tego, że jakiegoś komercyjnego sukcesu nigdy nie osiągnę.
Paulina: Komiksy też rysujesz?
Pan Goryl: Uwielbiam komiks. Bardzo chciałbym i mam zamiar zacząć. Uważam, że to nie lada wyzwanie: zrobić naprawdę dobry komiks np. grozy. Wiesz, to jest zupełnie inna bajka: przedstawić fajnie emocje, ruch, rozmowę, skadrować to wszystko. Powiedzmy, że powoli ogarniam temat ;)


Paulina: Jakie masz plany rysunkowe na czas najbliższy?
Pan Goryl: Głównie związane z Horror Masakrą i Tomkiem Siwcem, mam jeszcze kilka propozycji, ale póki co nie mogę o nich mówić, więc nie powiem ;) Chciałbym też w końcu porysować coś od siebie, kilka dużych prac. W każdym razie jest i będzie co robić :)
Paulina: To pomówmy o literaturze. Co czyta Pan Goryl?
Pan Goryl: Chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że horrory ;) Szczególnie te mocniejsze, realistyczne, które mają szansę się spełnić w realnym życiu. Teraz nadeszła nowa, że tak powiem, fala - Ketchum, Lee zostali wprowadzeni na polski rynek, także mam co czytać. Oprócz tego uwielbiam te wszystkie klimaty chowania się przed hordami zombie w supermarketach, więzieniach i bunkrach. Survivale i inne bzdety wciągam w jeden wieczór z wypiekami na policzkach, nie interesuje mnie, że to jest teraz moda, bo serial, i że wszystkie te książki są praktycznie identyczne, mnie po prostu to kręci odkąd odpaliłem Flesheatersów w 1987. Czytam jeszcze dużo literatury faktu, seryjni mordercy itp. - czyli dość stereotypowo. Jadę, że tak powiem, dość programowo.
Paulina: Stereotypowo jak na potencjalnego seryjnego mordercę ;) Trzy ulubione tytuły?
Pan Goryl: „Jestem Legendą” - to jedno z moich dziecięcych marzeń, żeby móc się przejść po wymarłym mieście jako jedyny człowiek na tej planecie. ;) Ksiązka, która miała wielki wpływ na to, co się później w tym temacie zaczęło dziać, jeśli chodzi o literaturę czy film.
Potem drugi tom Nekroskopu, "Wampiry" Briana Lumleya, po prostu takiego klimatu, jeśli chodzi o stare domy z poupychanymi wszędzie zwłokami, to ja już nigdy więcej nie spotkałem. Rewelacyjna książka.
Numer trzy to chyba "The Rising", co w języku polskim oznacza „Noc Zombie” Briana Keene, ta cała furia związana z nienawiścią do rodzaju ludzkiego, profanacja ciał i poczucie totalnej klęski cywilizacji… naprawdę zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Oczywiście ciężko mi się było ograniczyć do trzech tytułów ;)


Paulina: A kino? Trzy ulubione filmy?
Pan Goryl: Numer jeden - oryginalny „Dawn of the dead”, oglądam go do dzisiaj co najmniej raz w miesiącu. Pomysł, scenariusz, a przede wszystkim bohaterowie - nie ma drugiego takiego filmu ;)
Potem chyba oryginalny „The Thing” Carpentera, klimat odizolowania, zaszczucia, niepewności, no i niesamowite, powiem to jeszcze raz - NIESAMOWITE efekty specjalne, które jak na 1982 rozpierdalają te wszystkie komputerowe symulacje, które mamy dzisiaj.
Numer 3 to chyba „Mangiati Vivi”, czyli „Zjedzeni Żywcem”, stary włoski exploration movie Umberto Lenziego, w Polsce w latach ‘80 śmigał na kasetach pod tytułem „Sekta Jonesa”; to też mi nieźle zryło berecik. Piękne, tropikalne scenerie, niewydepilowane bikini i mastektomia bez znieczulenia, duży sentyment ;)


Paulina: Obserwujesz polską scenę grozy?
Pan Goryl: Dotychczas tolerowałem tylko Orbitowskiego, mimo że nie jest to jakaś rzucająca gównem ekstrema to naprawdę świetnie się czyta - szczególnie starsze książki jak „Horror Show”, „Święty Wrocław” - to był pierwszy pisarz, u którego nie przeszkadzało mi to, że akcja książek dzieje się w Polsce. Niedawno poznałem Łukasza Radeckiego, który mnie baaardzo ujął i w nim widzę nadzieję - to na pewno będzie porządny pisarz. Podoba mi się to, co robi Tomek, że jest takim tatą tej grozy naszej raczkującej, oprócz tego koleś fajnie pisze, ma niezłe pomysły. Wiesz, ja jestem dość wymagającym odbiorcą i nie chce tu mówić, że nie ma utalentowanych twórców, nie czytałem jeszcze wielu rzeczy. Po prostu ja tu dla siebie widzę bardzo mało rzeczy, które mnie osobiście interesują, że tak dyplomatycznie się wypowiem o kondycji polskiego horroru ;)
Paulina: A jak będzie za 10 lat?
Pan Goryl: Nie chcę być złym prorokiem, ale w Polsce ogólnie czyta się mało, prawie w ogóle. Horror, jeśli mówimy o literaturze, sam w sobie też jest dość mało popularny, eksplozja polskiej grozy powinna mieć miejsce w latach ’90, kiedy to wszedł Masterton, King, i wszystkie Phantom Pressy - wtedy to była nowość i ludzie naprawdę dzięki horrorom zaczęli czytać książki w tym zapiździałym kraju. Teraz nasze społeczeństwo wyjałowiono z wyobraźni, wystarczy im stos suplementów diety i dekoder telewizyjny. Ludzie nie maja kasy, czasu i chęci. Może jakby udało się w końcu komuś nakręcić jakiś naprawdę dobry kinowy horror… ale oni nawet nie chodzą do kina. Obawiam się, że ten stan odrętwienia potencjalnych odbiorców nie sprawi, że przeżyjemy jakąś rewolucję w gatunku, a i sam poziom (mówię tu oczywiście bardzo ogólnie) młodych twórców nie napawa mnie optymizmem. Wydaje mi się, że pozostanie kilka mocnych nazwisk regularnie wydających konkretne pozycje, ale to będzie miało także wpływ na jakość i będą to naprawdę dobrze rzeczy ;)
Paulina: A tak z natury jesteś optymistą czy pesymistą? 
Pan Goryl: Realistą, a co się z tym wiąże - pesymistą :) Za długo płacę podatki w tym kraju, żeby móc optymistycznie spojrzeć w przyszłość, wyprostować się i głęboko odetchnąć. Szczególnie, jeśli chodzi o rozwój kultury.
Paulina: W ciemnych barwach widzisz ten horror... Jakie miałbyś orędzie do autorów grozy? Co Ci najbardziej przeszkadza w naszym rodowitym horrorze?
Pan Goryl: Mam teraz trochę większy kontakt z tą naszą literaturą i co mi się nie podoba to głównie brak profesjonalizmu, brak pomysłu, brak scenariusza, a przede wszystkim researchu. Wiesz, dzisiaj każdy może ogłosić się piewcą grozy, masowo pisać opowiadanka na kolanie i wydać e-booka, to jest ok, takie czasy niech każdy korzysta z narzędzi, które teraz mamy dookoła. Ale jestem zdania, że jak ktoś nie ma dobrego planu, to niech zajmie się czymś innym. Każdy ma na pewno coś w czym jest dobry, a niekoniecznie musi to być horror :)
Paulina: Ktoś mógłby Ci teraz powiedzieć: „jak żeś taki mądry, to sam se pisz” ;)
Pan Goryl: Ja się wypowiadam jako odbiorca, a nie recenzent ani nie wyznacznik, to tylko moja opinia. Wiesz, do swoich rysunków mam sam wiele zastrzeżeń i dużo samokrytyki. Uważam, że są niedopracowane i tandetne, wielokrotnie jakiś grafik mnie zmiesza z błotem, ale jeżeli jest to dla mnie konstruktywne - bo ktoś mi powie np. to robisz nie tak albo tego narzędzia używasz niewłaściwie to grzecznie i z pokorą przełykam łzy, przyjmuję uwagi i staram się następną pracę zrobić lepiej. ;)
Paulina: Jakie jest Twoje marzenie?
Pan Goryl: Jak już wcześniej rozmawialiśmy chciałbym zrobić komiks do jakiegoś naprawdę dobrego scenariusza, mam kilka nazwisk, które padły zresztą w rozmowie, z którymi chciałbym pogadać w temacie i wydać to w takiej prawdziwej formie, na ślicznym kredowym papierze.
A poza tym chciałbym, żeby jakiś wirus wszystkich pozamieniał w Zombie i w ten oto sposób zostać ostatnim człowiekiem na Ziemi. Tak tak, Przemek, masz 35 lat ;)
Paulina: Przeżyłeś kiedyś coś takiego, co mogłoby posłużyć za scenariusz komiksu, opowiadania?
Pan Goryl: Tak. Uważam, że wraz z moim przyjacielem zostaliśmy uprowadzeni przez obcych. I mówię tu całkiem serio. Chcieliśmy się zahipnotyzować w tej kwestii, ale jakoś nie mamy pewności do bezpieczeństwa hipnozy. To było z 20 lat temu na polach nieopodal mojego domu. Jest taka książka, napisana na faktach na podstawie zapisów z sesji hipnotycznych autora Whitleya Striebera pt. "Wspólnota", nota bene autora horrorów, jest to klasyk w temacie bliskich kontaktów III stopnia. Powiedzmy, że widzieliśmy z moim przyjacielem rzeczy, które według tej książki wskazywałyby na to, że zostaliśmy uprowadzeni i wkładano nam różne rzeczy w różne miejsca. Nie chcę poruszać zbyt wielu szczegółów, nie byłem sam w tej historii, ale było dość przerażająco.
Paulina: Mhm. Co wtedy paliliście?
Pan Goryl: Haha, to były czasy, kiedy jeszcze nie wiedziałem, co można by zapalić, żeby widzieć takie rzeczy - mieliśmy po 13 -14 lat. Wtedy jeszcze chłopcy byli chłopcami, jak w książkach Kinga ;)
Paulina: Czyli wierzysz w UFO?
Pan Goryl: Wierzę w obce cywilizacje.
Paulina: A jakie masz zainteresowania pozaliterackie i pozaartystyczne?
Pan Goryl: Muzyka, bez niej się nigdzie nie ruszam. Głównie death metal, nie ma to amerykańska brutalna sieka w mp3 ;) Poza tym jestem dość typowym buraczanym Polakiem, lubię gry wideo, sport, piwo i grilla. Naprawdę nic szczególnego, jak mówiłem wcześniej :)
Paulina: Jeździsz na konwenty fantastyczne?
Pan Goryl: Osobiście nie lubię. W Polsce byłem raz i mi się średnio podobało, tzn. było fajnie, bo był Edward Lee podpisał mi książki, a potem zaliczyłem zgon na jakichś schodach, ale jak widzę, co się dzieje na zagranicznych konwentach gdzie np. możesz sobie zrobić fotkę z całą ekipą aktorów z „Dawn of the Dead” albo oryginalnym Pinheadem, posłuchać wykładu Maxa Brooksa czy też masz koncerty np. Goblina, to jest naprawdę frajda być na czymś takim. Wiadomo, to jest nie do porównania, jeśli chodzi o Polskę. Tutaj siedzisz na tych prelekcjach i z całym szacunkiem dla tego młodego sympatycznego człowieka słuchasz kolesia, który opowiada i puszcza Ci z laptopa fragmenty filmów, które znasz na pamięć - jakoś mnie to średnio bawi. Wiadomo - to na razie wszystko jest w powijakach i cały czas się rozwija, ale póki co wolę jeździć na koncerty.
Paulina: Jakie masz motto życiowe, maksymę? Chciałbyś coś mądrego powiedzieć moim czytelnikom?
Pan Goryl: Nie palcie papierosów i nie oglądajcie telewizji. Pozdrawiam wszystkich czytelników „W Świecie Słów”, najlepszej strony w necie ;)
Paulina: Lizus ;) Dziękuję za rozmowę!




Komentarze