Lalki, James Carol

"Czuła dysonans. Dwa wszechświaty zderzyły się, a ona była uwięziona pomiędzy nimi. Jak Alicja spadająca w głąb króliczej nory"
Jefferson Winter, były agent FBI, obecnie pracuje jako prywatny profiler do wynajęcia. Jeździ po całym świecie, a dokładnie w te miejsca, w których doszło do seryjnych zbrodni, i udziela ekspertyz. Ma ku temu świetne predyspozycje - jest nadzwyczaj inteligentny (choć mniej, niż da Vinci), wykształcony, a jego ojciec zabił 15 kobiet. Kto lepiej więc zrozumie seryjnego mordercę, jak nie syn seryjnego mordercy? Gdy w Anglii dochodzi do serii dziwnych porwań, szef policji i Scotland Yard zatrudniają Wintera. Profiler przylatuje na zimną brytyjską ziemię tuż przez świętami Bożego Narodzenia, zostawiając za sobą słoneczną Kalifornię. Okazuje się, że - jak dotąd - mają trzy ofiary. Trzy podobne modus operandi, trzy kobiety, trzy... lobotomie. Ofiary bowiem nie znajdują się na stole sekcyjnym, a w domach opieki, gdyż po wbiciu igły w oczodół nic już nie pozostało z ich osobowości. Jest to o tyle problematyczne, że przysparza policji więcej trudności natury śledczej - łatwiej bowiem pracować, mając trupa do pokrojenia i zbadania - nic jednak nie przeszkodzi Winterowi w ukazaniu swojego geniuszu i to w pełnej krasie. Kolejna kobieta została porwana, więc gliniarze nie mają już ani chwili do stracenia...

                W latach 2014-2015 James Carol wydał sześć powieści (jak czytam na goodreads). Sześć powieści w dwa lata. Więc albo on sam, produkując książkę za książką, nieopatrznie wdepnął w niezmierzone wody przesady i braku wiarygodności, albo to wina kiepskiego przekładu (to na pewno również, gdyż jest zbyt literalny, tłumaczenie momentami przypomina takie, jakie oferuje nam Google Translate). Na niemal każdym poziomie coś zgrzyta, coś mierzi, coś jest nie tak - bo albo sam autor pofolgował sobie nieziemsko, albo tłumacz daje nam kwiatki w stylu "nierelewantne", albo redaktorzy śpią (wespół z korektorami, nagminnie przepuszczającymi w tekście byki typu "pineska"). Może się czepiam, ale redakcja i korekta są tutaj wręcz fatalne. Ponadto powieść napisano stylem mówionym, nie literackim, toteż wielu rzeczy musimy się domyślać. Świadczy to o skrajnym niedbalstwie. Na przykład: "Wrzuciłem resztę orzeszków do ust i dokończyłem batonik. Poziom krwi zaczął się podnosić" (w domyśle: poziom cukru we krwi), albo "Był lżejszy, niż się spodziewałem, ale jednocześnie wydawał się ciężki" (tu wiadomo o co chodzi - skopana redakcja). Przykłady mogłabym mnożyć, ale to nie o to chodzi. I zanim ktoś powie "a ty może napisałabyś lepiej?" pragnę przypomnieć, że nie trzeba być hydraulikiem, by zauważyć cieknącą rurę, prawda? Generalnie rzecz biorąc, cała treść "Lalek" jest do przepisania.

                  Skoro już uporałam się z kwestiami językowymi, to teraz fabuła. Tak nieprawdopodobnej, przejaskrawionej, przesadzonej historii nie czytałam już dawno. "Lalki" to thriller dla totalnych amatorów, którzy nigdy nie widzieli ani jednego filmu policyjnego ani nie czytali żadnego kryminału. Nieprawdziwi bohaterowie, naszpikowani cechami nijak do siebie nie pasującymi, dopełniają dzieła. U Carola wszystko jest czarno-białe, nie ma odcieni szarości, bohaterowie są albo niesamowicie niesamowici, albo do szpiku źli. Winterowi pomaga (oczywiście) piękna, (oczywiście) atrakcyjna, (oczywiście) mądra, (oczywiście) młoda (oczywiście) kobieta, która jest jak Jon Snow - choć pracuje w Scotland Yardzie, to nic nie wie. Momentami było to aż żenujące. Sam Winter to zlepek cech, które choć w naturze razem nie występują, to jednak fajnie wyglądają w książce. Bezczelny, pewny siebie, nie liczący się z niczym i nikim, działającym po swojemu - w tej materii nic nowego, ale ponadto mamy jeszcze znajomość muzyki poważnej, t-shirty z The Doors i ponadprzeciętna inteligencja, przywodząca na myśl autystycznych geniuszy. Winter jest tak cholernie mądry, że nie potrzeba mu absolutnie żadnych materiałów ze śledztwa. Jemu wystarczy jedno zdjęcie, a on będzie wiedział wszystko, łącznie z tym, co morderca jadł na śniadanie w ubiegły wtorek. Wiecie, jaki mam problem z tym genialnym profilerem? Ano taki, że nie jest to odpowiednio uargumentowane. Wina leży po stronie samej treści, bo autor może chce dobrze, ale nie ma wystarczających umiejętności, by wiarygodnie ulepić ze swojej słownej gliny takiego bohatera, jakiego sobie wymarzył. Wychodzę z założenia, że dobry pisarz może napisać epopeję o gadającej jaszczurce, w którą uwierzę - tutaj zdecydowanie coś poszło nie tak.
Brak tu również konsekwencji. Seryjny morderca zmienia swoje modus operandi w zależności od zachcianki, zaś samo wyjaśnienie zagadki wydaje się wtórne, mało zaskakujące i jeszcze mniej przekonujące. Kumulacja nieprawdopodobnych zdarzeń (bo każdy człowiek zbywa wzruszeniem ramion pisanie mazakiem po ścianie najdroższego apartamentu w hotelu czy załatwia niezbyt dobrze umotywowany przelot helikopterem w kwadrans - i to wszystko za pieniądze publiczne) wespół z papierowymi postaciami dają w efekcie powieść skrajnie niesamowitą, którą czyta się właściwie tylko po to, by przewracać oczami i głośno wzdychać. Nie jestem kryminologiem, ale wydaje mi się, że śledztwo profilera Wintera to pic na wodę, a naginanie rzeczywistości przekroczyło tutaj wszelkie granice. Brak tu głębi, brak prawdziwej zgrozy, brak wglądu w psychologię postaci (zwłaszcza negatywnych) - ostatecznie treść książki jest powierzchowna, niewyjaśniona, argumenty są rzucane po łebkach bez zakotwiczenia w logice. Przełknęłabym ekranizację tej powieści jedynie wtedy, gdyby grał w niej Jason Statham bez koszulki, bowiem wówczas nie zwracałabym uwagi na dziury logiczne czy bajkowość fabuły. "Lalki" przypominają takie właśnie słabe kino akcji. Mogłabym tak jeszcze długo, ale... po co?

           Plusy? Jakieś tam są. Krótkie rozdziały i krótkie zdania potęgują dynamikę powieści, sprawiają, że szybciej się ją czyta i trudniej ją odłożyć (syndrom jeszcze jednego rozdziału). Naprzemienna narracja - raz pierwszoosobowa, raz trzecioosobowa, pozwalają poznawać przebieg wydarzeń z perspektywy odpowiednio Jeffersona Wintera i uwięzionej kobiety. Pomysł z lobotomią - zaiste ciekawy, innowacyjny, i choć rozwiązanie zagadki nieco rozczarowujące (seryjny morderca traci swoją przerażającą potworność), to jednak da się ją przełknąć. W zasadzie lektura tej książki sprawia przyjemność - mile łechta naszą próżność (bo wiemy więcej i możemy przewrócić oczami) i nie wymaga od nas absolutnie żadnego zaangażowania - ani emocjonalnego, ani intelektualnego. Żałuję, że pretensje mogę kierować nie tylko do autora za napisanie tej nieprawdopodobnej baśni, a również do całej ekipy przygotowującej książkę dla polskiego czytelnika - może dobra redakcja uratowałaby "Lalki" przed kompromitacją, może naprawiłaby błędy autora? 
Z pewnością nie sięgnę po inne powieści Szkota, choć jest bestsellerowym pisarzem. W tym wypadku "Lalki" polecić mogę jedynie laikom, bardzo początkującym czytelnikom kryminału, posiadającym dużą tolerancję dla bzdur i przesady. Jako nieskomplikowane czytadło na wakacje może się sprawdzić.

LALKI
James Carol
Imprint 2014

Lalki. Śledztwo profilera Jeffersona Wintera [James Carol]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE


Komentarze