Śmierć w Breslau, Marek Krajewski

- Gdzie jest pan radca i ja, tam musi być źle – pokazał wzrokiem wagon salonkę, na której przymocowana była tablica „Berlin–Breslau” – tu jest bardzo źle.


Radca kryminalny Eberhard Mock zostaje zaangażowany do zbadania sprawy brutalnego zabójstwa córki wrocławskiego arystokraty, Marietty von der Malten. Zwłoki znaleziono w eleganckiej salonce, zaś poza Mariettą zginęła także jej guwernantka oraz konduktor. Nie da się jednak nie zauważyć, iż to właśnie von der Malten była celem mordercy – została zgwałcona, a w jej trzewiach znajdują się wciąż żywe skorpiony… To makabryczne morderstwo wstrząśnie przedwojennym Wrocławiem, dlatego Eberhard Mock czym prędzej będzie musiał znaleźć sprawcę. W końcu dobra prasa i przekonanie o wydajności policji to świetne narzędzia w rękach propagandy… Rozwiązanie sprawy okazuje się to dość łatwe – za zabójstwo córki barona oskarżony zostaje chory na epilepsję Żyd, którego wkrótce po aresztowaniu zakatowano, a Mock dostaje awans. Jako Kriminaldirektor pozostaje pod protekcją SA i jej szefa Waltera Piontka, ale po nocy długich noży i rzezi SS na członków SA Mock znajdzie się celowniku Gestapo z racji swojej dawnej przynależności do loży masońskiej. Szantażowany, ponownie wgłębi się w sprawę baronówny. Gdy wyjdzie na jaw, że zabity podczas przesłuchań Żyd wcale nie był jej mordercą, do pomocy Mockowi przybędzie Herbert Anwaldt z berlińskiego Prezydium Policji. Alkoholik. Mock nie ma coś szczęścia do tej sprawy… Sprawa doprowadzi policjantów do jezydzkiej klątwy sprzed kilku tysięcy lat i do odkrycia szokującej prawdy o pochodzeniu berlińskiego gliniarza. Szyta grubymi nićmi intryga okaże się dla policjantów śmiertelnie niebezpieczna.

Tak pokrótce mogę opisać fabułę „Śmierci w Breslau”, pierwszej napisanej przez Marka Krajewskiego powieści z cyklu o Eberhardzie Mocku. Bezboleśnie przenosimy się do Wrocławia lat trzydziestych – bezboleśnie, bowiem Krajewski ma niesłychaną umiejętność budowania wiarygodnej atmosfery przeszłości. Powiem więcej… Równie dobrze miejscem akcji mogłaby być jakaś wyspa na Oceanie Spokojnym lub miasteczko w zachodnim Chile. Przesadzam? Umyślnie. Bo choć autor opisuje Polskę, to jest to jednak strasznie inna Polska. Niemiecka Polska. Stworzenie fikcyjnej rzeczywistości na kanwie realiów przedwojennego, proniemieckiego Breslau jawi się tak egzotycznie, że miejsce akcji na dobrą sprawę nie ma znaczenia. I tak nie mogę tego zweryfikować, prawda? Zresztą „Śmierć w Breslau” nie tylko opowiada o przeszłości, ale wręcz kreuje się na nią. Krajewski nie poprzestaje bowiem na opisie zbrodni i późniejszego śledztwa, ale absolutnie i całkowicie przenosi się w czasie, by jako narrator również oddychać tym samym powietrzem, co jego bohaterowie. I już z marszu Krajewskiemu za to chapeau bas, gdyż bez znajomości nazwiska autora i daty powstania dzieła raczej bym nie uznała tej powieści za powstałą współcześnie. To przeniknięcie do innych czasów przypomniało mi troszkę film „O północy w Paryżu”. „Śmierć w Breslau” nie posiada, rzecz jasna, lekkiego, romantycznego i zabawnego przekazu Woody’go Allena, ale za to z podobnym rozmachem i wiarygodnością przenosi czytelnika w czasie. Jako, iż nie jestem namiętnym czytelnikiem kryminału retro, być może nie docenię do końca kunsztu autora lub wręcz przeciwnie – z przesadą docenię elementy typowe dla gatunku, które w zasadzie są na tyle obligatoryjne, że dla wielbiciela takiej literatury stanowią jedynie tło, bagatelny kontur, kotwicę. Niemniej opisane maniery, sposób mówienia, dżentelmeńska grzeczność i… hipokryzja, będące atrybutami przedwojennej klasy wyższej (jak mniemam), degrengolada, pozoranctwo i blichtr ukazane zostały w sposób mistrzowski. Tak właśnie wyobrażam sobie obyczajowość lat trzydziestych, okresu - wedle światopoglądu Eberharda Mocka - mrocznego, wręcz obrzydliwego. Sam Mock jest postacią niezbyt pozytywną... Wejście między strony "Śmierci w Breslau" może zdołować, wierzcie mi. Atmosfera powieści jest szalenie gęsta, taka właśnie... noir. Jeśli ktoś nie wie, co oznacza "noir", niech sięgnie po tę książkę; choć generalnie tematyka powieści diametralnie różni się tematyki amerykańskiego noir, które poznałam jako pierwsze (była to "Czarna Dalia" Jamesa Ellroya, gęsta jak syrop w zimowy poranek), to lektura tejże udowadnia tylko, że w noir wcale nie chodzi o fabułę, tylko o atmosferę. Abstrahując zaś od śledztwa i elementów fabularnych, elementy obyczajowe i ten swoisty sos, w którym taplają się bohaterowie, są największą siłą powieści. Sama zagadka natomiast – cóż, znam lepsze, choć tutaj najwidoczniej nie intryga kryminalna gra pierwsze skrzypce, a wspomniany element obyczajowy. Upadek moralności to jedno, ale zdaje się, że społeczeństwo było wówczas tak ugładzone i jednocześnie tak zdemoralizowane, że kilof w plecy temu, kto powie, iż dzisiaj jest pod tym względem gorzej. Dzisiaj przynajmniej nie udajemy, że jest inaczej. Poza tym Krajewski daje swoim protagonistom wręcz nieograniczoną moc, wymykającą się prawu, wedle którego winni postępować. To jeden wielki cyrk. Kodeks honorowy nie istnieje, bohaterowie są egoistyczni, wyuzdani, czasami nielogiczni i mają strasznie dużo przywar. Skłonność do kieliszka i dziwnych zabaw seksualnych to jedno, szantaż to drugie. Nie, w Breslau nie jest fajnie. Choć opóźnienie pociągu o dwie minuty jest uważane niemal za przestępstwo (ciekawe, co by Mock powiedział na dzisiejsze PKP), to wszystko inne stoi na głowie. Doprawdy dziwaczna i pokręcona jest przyzwoitość i prawość lat trzydziestych. Doprawdy dziwny jest tamten świat.
Konkludując, „Śmierć w Breslau” to powieść dopracowana, starannie napisana, ciekawa – i te frazesy, choć banalne, mają uzasadnienie w książce. Marek Krajewski udowadnia mi, że ma talent, choć nie byłam tego taka pewna po lekturze „Umarli mają głos”. A jednak tutaj muszę docenić literacki kunszt, elokwencję, lekkość w posługiwaniu się nomenklaturą już zdezaktualizowaną, a typową dla opisywanego okresu; nie jest łatwo uniknąć przesady w konstruowaniu takiego świata – nie do końca wszakże fikcyjnego, choć znacznie różniącego się od tego, który znamy. Nazistowska propaganda i emocje społeczne, targające przedwojennym Wrocławiem, Krajewski ukazał bez moralizatorstwa, bez próby naprawiania świata, bez tej współczesnej już propagandy, nakazującej – podświadomie bądź nie – w sposób pejoratywny pisać o SS i Gestapo. Marek Krajewski pisze o tym tak, jakby pisał o tym w roku 1933 – bez znajomości dalszych losów świata, bez odnoszenia rzeczywistości do kontekstu wydarzeń, które miały miejsce po 1939 roku. Ta normalność wybija się tutaj najbardziej – choć Breslau ukazano jako miejsce bardzo proniemieckie, to Krajewski nie poszedł za daleko, nie otarł się o karykaturalność czy pretensjonalność. Naprawdę cofnął się w czasie.
Pomimo tego, iż nie sądzę, bym miała stać się fanką Marka Krajewskiego, i tak jestem zadowolona z poznania tej historii. Zresztą sądzę, że ten tytuł powinien znaleźć się na liście polskiego kanonu literatury i po prostu trzeba go znać. Co prawda to nie do końca mój styl, nie do końca moje „ulubione klimaty”, ale teraz przynajmniej sprawdziłam domniemany geniusz Krajewskiego na własnej skórze. Zdecydowanie potrafię docenić jego talent i absolutnie nie dziwię się sławie autora; uważam, że nie bez przyczyny jest wymieniany jako jeden z naszych najlepszych pisarzy. „Śmierć w Breslau” polecę jednak wielbicielom współczesnej historii i literatury retro, potrafiącym rozsmakować się w odrobinę „zgermanizowanej” prozie, przepełnionej literackimi smaczkami i dopracowanej w najdrobniejszym stopniu. Marek Krajewski nie jest dla każdego – to raczej autor dla specyficznego, wysublimowanego gustu, który będzie potrafił w pełni docenić jego geniusz.


~ Poznałam „Śmierć w Breslau” głosem Marcina Popczyńskiego. Audiobook jest bardzo na plus. Popczyński nie przynudza, nie przedrzeźnia bohaterów, dialogi wypadają całkiem wiarygodnie i bez problemu można odróżnić kwestie różnych osób. To nie takie łatwe! Jak dotąd największą miłością darzyłam Rocha Siemianowskiego, ale znajduję odrobinę jeszcze czułości dla głosu Popczyńskiego. Nieco mroczny, idealnie komponujący się z dekadenckimi realiami Breslau, wypada bardzo naturalnie. Świetny wybór lektora.
Polecam wersję audio zwłaszcza przy kolorowaniu ;)


Śmierć w Breslau [Marek Krajewski]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE

Śmierć w Breslau [Marek Krajewski]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE


Komentarze