Niewidzialny człowiek z Salem, Christoffer Carlsson


„Czuję się niewiarygodnie samotny. Niewidzialny. Po raz pierwszy tego doświadczam”

Czarna Seria znana jest z tego, że wydawane są w niej mroczne, duszne kryminały, głównie (choć nie tylko) skandynawskie. A kryminał ze Skandynawii może być albo doskonały, trzymający w napięciu i zakręcony jak przysłowiowa paczka śrubek (patrz trylogia Larssona), albo… szary i nijaki. Zdarzało mi się spotkać i bardzo dobre i bardzo złe książki w tej serii, zatem każda kolejna bywa dla mnie zaskoczeniem – bo w końcu nigdy nie wiem, czy nie przepadnę z kretesem w fabule, czy w nudzie. Sięgając po powieść Carlssona, o którym wcześniej nie słyszałam („Niewidzialny człowiek z Salem” to jego trzecia powieść), zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Z opisu na okładce wynika typowy, skandynawski banał – oczywiście cykl kryminalny, oczywiście mroczna Szwecja, oczywiście intryga, tajemnice z przeszłości, tło społeczne i super mocny zbrodniczy akcent. To mi obiecano. A czy obietnica została spełniona?
„Jeśli ktoś jest w ruchu, nie można go znaleźć. Tego się nauczyłem. Jeśli ktoś jest w ruchu, zostawia na zdjęciach jedynie zamazany cień”
Leo Junker to były policjant, obecnie zawieszony w obowiązkach za udział w spieprzonej akcji policyjnej sprzed lat. W jego sąsiedztwie zostają znalezione zwłoki. Zbrodni dokonano w tymczasowym ośrodku pomocowym dla kobiet. Denatka nie była Leo znana, w odróżnieniu od przedmiotu, który włożono w jej martwe palce. Junker chcąc nie chcąc angażuje się w tę sprawę osobiście. Rozwikłanie tajemnicy morderstwa będzie wymagało od niego cofnięcia się w czasie o szesnaście lat, kiedy to jako młody chłopak zaczynał kosztować życie, przyjaźń i miłość, żyjąc w szarym blokowisku niewielkiego Salem. Okazuje się, że decyzje, które wtedy podjął, wpłynęły bezpośrednio nie tylko na jego dorosłość, ale i na życie innych osób. Osób, które dotąd skryte były w cieniu. Niewidzialnych osób…
Leo to dość miałka postać - ćpun, choć niepraktykujący, stary kawaler z mnóstwem ciemnych tajemnic z przeszłości i mroczną osobowością, zamknięty i zdystansowany. Słowem – typ bohatera policyjnego numer 4331. W osobie Leo nie ma zbyt wielu podniecających cech, jest wręcz do bólu nieciekawy. Ta szarość bywa momentami rozjaśniona (i przyciemniona) faktami z dzieciństwa i wczesnej młodości Junkera, który okazuje się być osobą szalenie refleksyjną, melancholijną, smutną. Przez pryzmat głównego bohatera cała powieść właśnie taka się jawi – mamy tu bowiem pierwszoosobową narrację w czasie teraźniejszym… Horror. Tak naprawdę bardzo trudno mi się wczuć w takie historie i taka narracja mi zupełnie nie odpowiada. Ostatecznie dalam się wciągnąć w fabułę, ale trwało to znacznie dłużej, niż przy narracji trzecioosobowej w czasie przeszłym, którą zdecydowanie preferuję. Krótkie, jakby szorstkie zdania i mała liczba przysłówków (co – według Stephena Kinga – jest zaletą; mi osobiście zmniejsza to literackość opowieści) sprawiają, że książkę czyta się szybko i lekko, niemniej brakuje tu elementu, który by czytelnika tak na maksa wciągnął. Trudno to wyjaśnić, Carlsson po prostu ma szalenie specyficzny styl i nie sądzę, by każdemu on odpowiadał. Wątek kryminalny jest natomiast tylko pretekstem do opowiedzenia znacznie bardziej refleksyjnej, niemal filozoficznej historii; autor uzmysławia czytelnikowi, iż nawet najmniejsze decyzje mogą wpłynąć na to, kim się staniemy w przyszłości, i jak nasze działania rzutują na życie innych osób. Tajemnica morderstwa wypada zatem szalenie blado, ustępując pierwszeństwa wątkowi obyczajowemu i społecznemu, opowiedzianym w dość melancholijny i ponury sposób. Sensualność powieści, skupienie na zmysłowości, na smakach i zapachach, opisy dźwięków – te elementy dodają szczyptę poetyckości tej surowej narracji, ale ostatecznie nie wydźwigują historii z odmętów smutku i szarości. Ostatecznie lektura jest ciężka, momentami depresyjna, zdecydowanie refleksyjna - w minimalnym stopniu podniecająca czy intrygująca. Jeśli tak podejść do Czarnej Serii - jak do cyklu opowieści o nieco cięższym kalibrze, niż historyjki rozrywkowe - to książka Carlssona spełnia swoje zadanie, niemniej wszyscy wiemy, że po tej serii to jednak oczekuje się pełnokrwistego, trzymającego za gardło kryminału. 


Bardzo podoba mi się motyw na okładce
Obiecanki, cacanki. Choć książki na bok nie odłożyłam, ciekawiło mnie, co będzie dalej i absolutnie nie żałuję, że poznałam tę historię, to nie sądzę, bym miała za kilka miesięcy pamiętać, o czym była. „Niewidzialny człowiek z Salem” to taka niewidzialna książeczka na dwa-trzy wieczory, niezobowiązujące intelektualnie ani emocjonalnie czytadło, które spodoba się osobom lubującym w nieco cięższych obyczajówkach z delikatnym wąteczkiem kryminalnym. A jednak wiem, że Czarną Serię stać na znacznie, znacznie więcej. Sięgnę po kolejną powieść z Leo Junkerem, ale nie oczekuję zbyt wiele. I myślę, że to jest jedyne słuszne podejście także i do „Niewidzialnego człowieka z Salem” – nie oczekiwać zbyt wiele. To i rozczarowania nie będzie. 


Niewidzialny człowiek z Salem
Christoffer Carlsson
Wydawnictwo Czarna Owca 2015


Komentarze