Kulisy Polskiego Horroru #28 Andrzej Wardziak


Kolejna edycja regularnie nieregularnego cyklu Kulisy Polskiego Horroru poświęcona jest Andrzejowi Wardziakowi, trzydziestolatkowi z Warszawy, który jako pierwszy sprowadził apokalipsę zombie na stolicę naszego kraju w swojej debiutanckiej powieści „Infekcja”. Właśnie nakładem wydawnictwa Videograf wychodzi jego kolejna książka, „Siódma dusza”. Serdecznie zapraszam do lektury zapisu naszej rozmowy na fejsie i do poznania bliżej faceta, dla którego konwencja to jeden wielki plac zabaw.


Paulina Król: Kim jest Andrzej Wardziak?
Andrzej Wardziak: Hej! Pozornie proste pytanie, jednak odkąd pamiętam, sam próbuję sobie na nie odpowiedzieć. Chyba można powiedzieć, że jestem gościem, który uparcie wierzy, że marzenia są po to, aby je spełniać. Ja wiem, ok - to może brzmieć patetycznie i sztucznie, ale serio w to wierzę. Bo i niby czemu by nie? Konsekwentnie dążę do spełnienia swoich, po drodze nie komplikując sobie niepotrzebnie życia... a, że jednym z tych marzeń jest wzbudzanie emocji, między innymi - strachu - to już inna sprawa.
Paulina: Strach można wzbudzać na różne sposoby... ;) Dlaczego więc postawiłeś na pisanie, a nie np. na seryjne mordowanie?
Andrzej: Dlatego, że pisarz może zabić znacznie więcej, ponosząc znacznie mniejsze konsekwencje ;) A tak serio, to  od zawsze sprawiało mi przyjemność stukanie w klawiaturę, czy bazgranie długopisem w zeszycie. Jeszcze będąc w liceum zaniosłem swoje pierwsze opowiadanie polonistce, tak tylko żeby przeczytała i powiedziała co o tym myśli. Ona przeczytała, zapytała czy może wysłać na konkurs literacki - zbyłem ją śmiechem, ale po chwili namysłu, oczywiście, zgodziłem się. Miesiąc później przyszła informacja, że zająłem trzecie miejsce. Jakieś to było małe konkursiwo międzyszkolno-dzielnicowe, ale dało mi dość mocny sygnał, że ludziom może podobać się to, co piszę.
Paulina: Czy to było opowiadanie grozy?
Andrzej: Nie, to nie była groza, chociaż niektórzy twierdzili, że straszne. To było raczej coś w stylu kryminału/thrillera, ale maleństwo, kilka tysięcy znaków zaledwie. Napisałem o chłopaku, który przez długi ojca został zwerbowany do mafii i został ich cynglem. Opowiadanie opisywało jedną z egzekucji. Może kiedyś wrócę do tego pomysłu, może z tego uda się wygrzebać coś więcej. 
Paulina: No to skąd pomysł na grozę, dlaczego akurat ta konwencja, a nie kryminał? A jeśli to wynik preferencji czytelniczych to proszę o szczegóły - który autor zaszczepił w Tobie zamiłowanie do grozy i ochotę na tworzenie jej?
Andrzej: Do grozy było mi jakoś tak zawsze najbliżej. Właściwie to chyba nie potrafię powiedzieć czemu. Najpierw były horrory oglądane, potem czytane – Masterton, King, Lumley, oczywiście Poe i Lovecraft. Nierzadko przy świetle świecy, kadzidle – jakoś tak mi to odpowiadało, lubiłem to dziwne przeczucie, że coś się czai w ciemności za plecami… a potem szedłem do łazienki z latarką, bo bałem się, że światło zgaśnie. To, że tak powiem, mi w duszy gra – więc też to chcę pisać. Niech kryminały piszą osoby, którym kryminały w duszy grają J Nie twierdzę jednak, że będę pisał sam horror – na pewno pojawi się jakiś thriller, jak chociażby kolejna pozycja którą prawdopodobnie napiszę – a ma to być thriller psychologiczny. Może któregoś dnia spróbuję fantastyki (ziarno zasadzone, pomysł kiełkuje), może jakieś postapo - co dla mnie też jest jakimś odłamem horroru.  Tak czy inaczej, to groza jest gatunkiem, w którym najlepiej się czuje.
Paulina: No tak, postapo kiełkuje, ale "Infekcja" ma w sobie sporo z proapo , że tak powiem ;) Pomysł w zasadzie mało oryginalny - żywe trupy, mała apokalipsa, jucha, flaki i grupka bohaterów, którzy próbują przetrwać. Twoim asem w rękawie był fakt, że wydarzenia rozgrywają się w Warszawie. Dlaczego jednak zaryzykowałeś i napisałeś książkę o motywie starym jak świat (no, prawie)?
Andrzej: Właściwie to dość dobre pytanie, bo już niejednokrotnie słyszałem, że zdecydowałem się na dość odważny temat jak na debiutanta. Ale dlaczego akurat ten, a nie inny? Odpowiedź jest brutalnie szczera – nie mam pojęcia. Po prostu ten temat, w tamtym czasie mi podpasował. Dobrze się czułem pisząc Infekcję, sprawiało mi to od groma frajdy więc miałem przestać tylko dlatego, że to moja pierwsza książka? Toć to byłoby bez sensu J Jednak dla mnie Infekcja to nie tylko zombie zżerające stolicę – chciałem pokazać, jak potrafią zmienić się ludzie w obliczu ekstremalnego zagrożenia, w obliczu apokalipsy – i zombie, uderzenie komety czy atak kosmitów jest tu tylko tłem. I jeszcze jedno – często w filmach/książkach traktujących o zombie jest tylko krótka wzmianka o wybuchu apokalipsy, potem skaczemy daleko do przodu, w zgliszcza i obrośnięte zielskiem miasta. Nie trafiłem na relacje godzina po godzinie, więc stwierdziłem, że sam ją napiszę.
Andrzej Wardziak

Paulina: A jak przebiegło wydanie książki? Dlaczego zdecydowałeś się wydać ze współfinansowaniem?
Andrzej: Wydałem tak Infekcję, bo najzwyczajniej w świecie dałem się złowić wydawnictwu. Odezwali się pierwsi, zachłysnąłem się tym, że ktoś faktycznie chce wydać moją książkę. Że pisze o tym jak fajnie się ją czyta, że zwroty akcji, że bohaterowie, że Warszawa, że to, że tamto. I tak, o dziwo, po pierwszym kontakcie poczekałem na inne wydawnictwa – niestety, te do tej pory milczą. Wydanie poprzez współfinansowanie ma swoje minusy, ale ma też swoje plusy – dużo zależy od tego, jak się do tematu podchodzi. Ja wydanie Infekcji potraktowałem jako inwestycję, stricte po to, żeby jakoś zaistnieć na rynku. Pojawiły się recenzje, spotkania, wywiady – może dzięki temu kolejną książkę wydaję już na normalnych warunkach, ze znacznie większym wydawcą.


Paulina: No to pomówmy o tej kolejnej książce, pt. "Siódma dusza". Co to takiego?
Andrzej: Tym razem – tak dla odmiany – powieść grozy. Ale już bez zombie, bez wilkołaków i innych piekielników – tu bardziej chciałem się skupić na klimacie, który mam nadzieję, udało mi się stworzyć – w założeniu miało być duszno, ciemno i straszno. Po relacjach pierwszych osób, które książkę przeczytały, wnioskuję, że udało mi się osiągnąć zamierzony efekt. Można powiedzieć, że Siódma Dusza to motyw nawiedzonego domu, ale w zupełnie nowym wydaniu. Jest nawiązanie do okultyzmu, jest „dom w głębi lasu”, jest kilka zwrotów akcji – jednak nie mogę więcej zdradzać. Książka może nie jest długa, ale wydaje mi się, że jest mocniejsza, niż Infekcja.
Paulina: Czyli można powiedzieć, że jesteś autorem rewitalizującym zakurzone koncepcje?
Andrzej: Czy ja wiem, chyba można – lubię szeroko pojęty temat „tradycji”, nawet jeżeli chodzi o strefę grozy. Poza tym, chyba każdy twórca rewitalizuje zakurzone koncepcje – w mniejszym lub większym stopniu, rzecz jasna. Liczba rodzajów dramaturgii jest ponoć ograniczona, jednak dla mnie każde dzieło jest indywidualnym tworem jego autora.
Paulina: Okładkę Twojej najnowszej powieści zaprojektował nie kto inny, a genialny Darek Kocurek. Any thoughts odnośnie tej współpracy? ;)

Andrzej: Z Darkiem Kocurkiem to w ogóle była śmieszna sprawa – zgłosiłem się do niego jeszcze dwa lata temu, kiedy szukałem grafika, który zrobiłby mi coś fajnego na okładkę Infekcji. Darek wtedy odpowiedział coś w stylu –jasne, nie ma sprawy, ale za pół roku. No a ja tego czasu nie miałem, więc nawiązałem współpracę z Tomkiem Przewłockim - pracowaliśmy w jednej firmie, Tomek był wtedy szefem grafików, dobrze się dogadywaliśmy i jakoś tak wyszło. I szczerze przyznam, że z tego rozwoju wydarzeń byłem bardzo zadowolony, bo okładka Infekcji bardzo mi się podoba. Jeżeli jednak chodzi o Siódmą Duszę, to niestety, nie miałem zbyt wiele kontaktu z Darkiem Kocurkiem – za pośrednictwem wydawnictwa zostały mu przekazane moje sugestie (wtedy jeszcze nie wiedziałem, kto będzie robił okładkę), potem odezwał się do mnie sam autor i pokazał swoje dzieło. Kiedy po tym zebrałem szczękę z podłogi, zacząłem z nim rozmawiać i okazało się, że Darek przeczytał książkę i na podstawie tego wymyślił taką a nie inną okładkę. Sądząc po relacjach ludzi – okładkę absurdalnie wręcz udaną. Mam tylko cichą nadzieję, że zawartość książki równie mocno przypadnie ludziom do gustu ;)
Paulina: To znamy Twoje gusta graficzne, a co z literackimi? Masz swoich faworytów? Kogo czytuje Andrzej Wardziak?
Andrzej: Czytam różnych autorów, różne książki – kiedyś siedziałem z nosem tylko w powieściach Mastertona, Kinga, Lumleya czy Lovecrafta, jednak potem zacząłem czytać dosłownie wszystko. No, może poza tasiemcowymi romansidłami J Szczególnie lubię (kolejność przypadkowa) autobiografie, fantastykę (jestem absolutnie zafascynowany cyklem Malowany Człowiek Bretta), czasami wpadnie jakiś kryminał, czasami coś trudnego do sklasyfikowania (Trzy odbicia w lustrze Zborowskiego – mocno polecam), czasami jakiś reportaż, wszystko przeplatane, oczywiście, powieściami grozy. Jako ciekawostkę powiem, że dopiero w tym roku przeczytałem Wiedźmina  (i nie, nie dlatego że jestem niezdrowo podniecony grą – w Wiedźmina nie grałem w ogóle ;))…. Zapomniałem tam jeszcze wsadzić postapo i stalkera! Generalnie staram się czytać dużo i różnych rzeczy.

Andrzej Wardziak podpisujący "Infekcję", Kfason 2014
Paulina: Ale w gry grasz? Seriale oglądasz? Czyli jesteś takim trochę nerdem?
Andrzej: W gry trochę gram, ale jakieś starocie przeważnie – bardziej dla zabicia czasu, oderwania się od codzienności, niż z potrzeby śledzenia rynku i łapania co nowe. Poza tym mój komp i tak tych nowości by nie udźwignął, ale może to i lepiej…  seriale oglądam od przypadku do przypadku, dawno już nie wkręciłem się w żaden z nich. Robię to poniekąd świadomie, bo wiem, że jest w co się wkręcać, jednak doba ma ograniczoną ilość godzin, a książki same się nie napiszą J
Paulina: A kino? Też horror? Muzyka? 
Andrzej: Oj tak, kino i film są dla mnie bardzo ważne – jestem absolwentem Akademii Filmu i Telewizji, chociaż bez dyplomu – przed samymi zdjęciami do filmu (czyli właśnie dyplomu) rodzic dziewczynki, która miała u mnie grać, zadzwonił i odmówił udziału dziecka w filmie. Cóż, może dopiero przeczytał scenariusz, stąd taka decyzja, he he... Chociaż nie rozumiem, w etiudzie dziecko miało po prostu zastrzelić swoich rodziców, wielkie mi halo. Jeżeli chodzi o kino to jest podobnie, jak z książkami – staram się oglądać w miarę dużo, w miarę różnych, z naciskiem na horror i tu – odwrotnie do książek – na sci-fi. Cykl Alien jest dla mnie absolutnym mistrzostwem świata, zresztą, tak jak cała twórczość niedawno zmarłego HR Gigera. Jeżeli chodzi o muzykę, to słucham przeważnie metalu, melodic death metalu, dark ambientu, trochę rocka, punkrocka,...  niektóre kawałki popowe, niektóre hiphopowe, trochę muzyki „etnicznej”, zależy do czego – w muzyce mam wszystkie emocje, których mi aktualnie potrzeba, a z każdej piosenki potrafię wygrzebać to, co chce, a czego pozornie tam nie ma. Do pisania krwawej sceny z Infekcji będzie sobie leciało Heaven Shall Burn albo The Agonist, Riverside. Do pisania niektórych scen Siódmej Duszy często słuchałem Obscure Sphinx, Haxan Cloak lub Nox Arcany, a do gotowania słucham Ironów lub Selah Sue. Dla każdego jest odpowiednie miejsce i czas. No i jestem absolutnym fanem muzyki na żywo.
Paulina: "Obcego" lubię też. Mamy nawet takie same koszulki :) Wróćmy jednak do tematu pisania... Jak wygląda proces twórczy w Twoim wykonaniu? Jak powstaje powieść?
Andrzej: No tak, staram się dużo czytać i dużo oglądać, a tu jeszcze pisać trzeba – racja. Etapy powstawania książki są u mnie różne, często mieszają się ze sobą. Można je chyba zaklasyfikować w następujący sposób (kolejność względnie losowa, ale chyba tak to z grubsza wygląda) – koncepcja / pierwsze rozdziały / korekta koncepcji/ kolejne rozdziały / trudne sprawy / twórcze zatwardzenie / trans śmierci / kolejna korekta koncepcji / głosy w mojej głowie / rzeźbienie w gównie / niekończąca się korekta / alkoholizm.
Z tym ostatnim żartuję, nie piję jak piszę – no, chyba że raz na jakiś czas lampka wina czy drink. Z pozostałymi mówię absolutnie poważnie -  czasami łapie się flow i palce nie nadążają ze stukaniem w klawiaturę, czasami to istna mordęga. Piszę przeważnie wieczorami lub w weekendy – jako pełno-etatowiec dziesięć godzin dziennie zajmują mi aktywności związane z pracą – 8h pracy, 2h dojazdu. Wtedy też mam czas na czytanie. Staram się pisać codziennie, jeżeli tylko jestem w stanie – czasami z pracy wyjdę tak zeżarty, że jestem w stanie tylko przepoczwarzyć się w jamochłona i zalegać na kanapie... ale po paru godzinach regeneracji/filmu/gry/obiadu/treningu – można usiąść i chociaż te pół godziny popisać. Zasada jest jedna – jak chce się pisać, trzeba pisać konsekwentnie. Nie czekać na wenę, bo ta niewierna k&$*w i tak robi z nami, co jej się żywnie podoba. 
Paulina: Masz jakieś takie marzenie związane z literaturą? Jest coś, na czym szczególnie Ci zależy, co chciałbyś wyjątkowo mocno osiągnąć?
Andrzej: Tak – chciałbym kiedyś być pełnoetatowym pisarzem., utrzymywać się ze swojego słowa pisanego. Nie zależy mi na międzynarodowej sławie, nagrodach itp. – chociaż oczywiście, te są niewątpliwie miłe i bardzo przybliżają do celu – ale jedyne czego chcę, to móc nie pracować dla kogoś, tylko pisać. Bo zobacz, bez pracy na etacie to jakieś 8 godzin dziennie więcej miejsca na tworzenie. A ja pomysłów mam cały worek, tylko drugi worek z czasem gdzieś się chwilowo zapodział.
Paulina: A polską grozę znasz? Obserwujesz?
Andrzej: Trochę znam, trochę czytuję - staram się, przynajmniej próbuję. O. wyszedł mi wiersz, chyba pierwszy w życiu ^^ I ostatni, bo za poezją nie przepadam. Aktualnie bardziej polską grozę obserwuje, niż czytam - chociaż kilka książek w swojej kolekcji mam. Czytuję różnych polskich autorów, nie chcę się ograniczać tylko do zagranicznych – samemu przecież będąc jednym z nich. Poza tym jestem zwyczajnie ciekaw, jak pisanie wychodzi moim pobratymcom. W najbliższym czasie zamierzam się wziąć za powieści Pana Radeckiego, bo jeszcze nie miałem okazji go czytać, czego mocno żałuję. W swojej kolekcji mam m.in. Kałużyńską, Grzędowicza, Piekarę, Ćwieka, Miłoszewskiego – z tych ostatnich mam na myśli Ciemność Płonie i Domofon, utrzymane w konwencji grozy. No i zbiory opowiadań.
Paulina: Jeździsz na konwenty?
Andrzej: Czasem jeżdżę, byłem zaproszony między innymi na Kfason, Baltikon czy ostatnio organizowany konwent postapo-zombie Infected Zone – pierwsza, w mojej opinii bardzo udana edycja. Na każdym z takich konwentów można spotkać pełno fantastycznych ludzi, zakręconych zajawkowiczów poświęcających się swoim pasjom - i przyznam, że spotkania z takim ludźmi to fantastyczne doświadczenie J
Paulina: A spotkania autorskie? Miewasz, czy wszystko jeszcze przed Tobą?
Andrzej: Spotkań kilka było - właśnie na wspomnianym Kfasonie czy Baltikonie miałem spotkania autorskie, jedno prowadzone razem z Michałem Gołkowskim, więc fejm bardzo J
Paulina: A jakie masz dalsze pomysły na ten fejm? Co planujesz w najbliższym czasie? Można Cię będzie gdzieś spotkać?
Andrzej: W najbliższym czasie – po prostu nie wiem. Możliwe, że coś się w tym temacie ruszy po premierze Siódmej Duszy. O wszystkim informuję na bieżąco na swoim FP J A gdzie mnie będzie można spotkać – wracając do tematu muzyki na żywo, wybieram się na koncert Mikromusic do Warszawskiej Stodoły, co jest absolutnie niezwiązane z tematem tego wywiadu, ale co mi tam – trzeba promować polskich twórców!


Paulina: A czym się zajmujesz w wolnym czasie, gdy nie piszesz, nie czytasz, nie oglądasz ani nie grasz? ;)
Andrzej: Hm... nie pisze, nie czytam, nie oglądam ani nie gram... to wychodzi na to, że akurat śpię. A tak serio to poza powyższymi jeszcze uprawiam wspinaczkę sportową. Staram się wspinać dwa-trzy razy w tygodniu – przy okazji udało mi się nakręcić na wspinaczkę moją narzeczoną, więc od paru lat wspinamy się razem J Poza tym spotykamy się ze znajomymi, szlajamy się czasem po knajpach, pogramy w planszówki – czyli po prostu sobie żyję.
Paulina: Masz jakąś złotą myśl, motto życiowe? Ze specjalną dedykacją dla czytelników bloga?
Andrzej: Chyba tu będzie pasowało to, co wisi jakieś 15 cm od laptopa, na którym odpowiadam na to pytanie – a wisi tam zdjęcie dzieciaka siedzącego w pielusze, zaciskającego pięść i patrzącego z otwartą buzią i kurwikami w oczach gdzieś poza kadr. A wszystko jest okraszone tekstem zesraj się, a nie daj się. Tak. Często muszę to sobie powtarzać, i polecam powtarzać to sobie również J
Paulina: Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę i życzę sukcesu najnowszej książki, która właśnie dzisiaj (Graty!) ma swoją premierę. 



Komentarze