Cienie w mroku, Michelle Paver

Echo. Echo przeszłości. Kiedyś o tym czytałem: nazywa się to „pamięcią miejsca”, pojęcie znano już w czasach wiktoriańskich. Coś niezwykle gwałtownego albo naładowanego emocjami na stałe wtapia się w miejsce, gdzie nastąpiło – być może wpływając na atmosferę, jak fale radiowe, albo zmieniając materię, czyli na przykład utrwalając w skałach to, co się działo w pobliżu. Później, gdy pojawi się osoba o właściwej wrażliwości, miejsce odtwarza dawne zdarzenia albo ich fragmenty. Trzeba tylko umieć się dostroić, a kto nadaje się do tego lepiej niż radiooperator? Cha, cha.


Mrok, ciemność, zimno i samotność. Spitsbergen, nie do końca poznany, obcy, straszny skrawek lądu położony bardzo daleko od domu, to cel podróży pięciu naukowców. Ekspedycja nie zaczyna się wcale szczęśliwie. Kapitan statku, dowożącego śmiałków na miejsce, odradza im tę wyprawę, choć nie mówi, dlaczego. Nim rozpocznie się noc polarna Jack, ubogi radiooperator, dla którego przybycie w to miejsce jest jedynym ratunkiem przed samobójstwem, zostanie sam. Proste, regularne czynności i towarzystwo niesfornych husky nie uchronią go jednak przed tym, co czai się w ciemności – czymś złym, co wcale nie zadowolone z jego obecności…
Na tę książkę szczególnie mocno polowałam, gdyż czytałam wiele bardzo pochlebnych opinii na jej temat i to osób, których gust jest zbliżony do mojego. Ponadto lubię opowieści o mroku i samotności, uważam, że pustka i obłęd to tak ściśle ze sobą powiązane cechy, że już z marszu powiększają potencjał każdej historii. W przypadku „Cieni w mroku” mamy właśnie taki genialny, acz prosty scenariusz – grupka eksploratorów wyrusza na roczną wyprawę badawczą na Spitsbergen, a tam, wiadomo – wspomniana pustka, izolacja, zimno i brak wegetacji. Smutne, przerażające, dołujące i psychicznie wycieńczające miejsce. To wystarcza, by człowiek mógł oszaleć lub chociaż popaść w depresję – a gdy połączy się jeszcze kilka silnych osobowości, które nie do końca się dogadują, to tragedia murowana. Tak też myślałam i tego się spodziewałam, gdyż w zasadzie nie ma większego zła niż to, które tkwi w człowieku (jakkolwiek patetycznie to brzmi). Przychodzą mi na myśl historie o ludziach zmuszonych do przebywania w swoim, niekoniecznie lubianym, towarzystwie – ot, by wspomnieć chociażby wszystkie historie więzienne. A jednak sprawienie, że pięciu naukowców wyrżnie się w pień w kilka tygodni po dotarciu na miejsce to mało; Michelle Paver do zimnego i mrocznego miejsca nawrzucała jeszcze duchy i tajemnice. Atmosfera powieści, już i tak gęsta jak tłusta śmietana, zagęszcza się jeszcze mocniej za sprawą nagłej choroby jednego z badaczy, przez co główny bohater Jack zostaje osamotniony. Suspens wzmacnia fakt, że na Spitsbergenie zapada noc polarna. Jack musi stawić czoło nie tylko zimnu i depresji, ale i własnej bujnej wyobraźni. Osobiście nie wiem, jak bym sobie poradziła, nawet mając do towarzystwa – jak główny bohater – kilka psów i niezidentyfikowanego ducha.
„Całe to obserwowanie, mierzenie, rejestrowanie… Próby oswojenia tego ogromnego, milczącego lądu. I czy z tego samego powodu piszę dziennik? Żeby wszystko nazwać, żeby zrozumieć sens wszystkiego? Coś, co można opisać, można także zrozumieć. A czegoś, co się rozumie, nie trzeba się bać”

„Cienie w mroku” nie są może aż tak dobre, jak myślałam, ale nie ukrywam, że przeczytałam książkę dosyć szybko i z niemałą przyjemnością. Styl książki jest dostosowany do czasu wydarzeń – rok 1937 – a całość spisano w formie pamiętnika Jacka Millera. Podoba mi się eskalacja napięcia, wprowadzonego dość równomiernie, wprost proporcjonalnie do postępu akcji. Zaczynamy czytać lekko i w pełni zrelaksowani, kończymy z duszą na ramieniu – i choć książka raczej niczym nie zaskakuje, a przebieg zdarzeń da się dość łatwo przewidzieć, to jednak sprawia mnóstwo frajdy. Wielbiciele tradycyjnych ghost-stories i soft-horroru powinni być ukontentowani. „Cienie w mroku” to przyjemna lektura na kilka wieczorów, zwłaszcza upalnych – mroźna atmosfera Spitsbergenu z pewnością Was ochłodzi ;)

"Cienie w mroku"
Michelle Paver
WAB 2013


Komentarze