Krótka instrukcja obsługi psa, Krzysztof M. Kaźmierczak

„Przyjaźń, stary, prawdziwa przyjaźń to najważniejsza sprawa wśród psów"

„Krótka instrukcja obsługi psa” to tytuł bardzo wymowny i zarazem przewrotny. Książka nie jest zabawnym poradnikiem dla wielbicieli czworonogów, lecz mocną i szokującą opowieścią sensacyjno-kryminalną. Słowo „pies” jest tutaj kluczowe, bowiem nie tylko w pejoratywny sposób określa policjanta, ale także sugeruje, iż wykonujący ten z definicji szlachetny zawód jest usłużny, ślepo posłuszny i bez wahania wypełnia rozkazy – jak dobrze wyszkolony pies. Pies ma też to do siebie, że bywa nieprzewidywalny i może ugryźć. Odchodząc jednak od etymologii tego obraźliwego skądinąd określenia (czasem obraźliwego dla człowieka, a czasem – niestety – dla zwierzaka), książka Kaźmierczaka ukazuje obrzydliwą niekiedy rzeczywistość polskiej policji, sięgając aż do czasów, gdy nazywała się milicją i tak naprawdę z czynami społecznymi miała niewiele wspólnego. Układy i układziki, powiązania, szantaże i zacieranie śladów to tylko fragmencik świata, zaprezentowanego przez autora. Świata tym bardziej przerażającego, że zdumiewająco przypominającego ten prawdziwy.

Media są poruszone zniknięciem dziennikarza śledczego. Chłopak zapadł się pod ziemię. Opieszałość służb mundurowych sprawia, że grupka przyjaciół zaginionego postanawia wziąć sprawę we własne ręce i wynająć prywatnego detektywa; nie wiadomo, komu zaginiony mógł podpaść i dlaczego, a prześwietlenie jego reporterskiego dorobku nie wskazuje żadnych tropów. Wybór pada na Joachima, byłego milicjanta, aktualnie parającego się działalnością detektywistyczną. Mężczyzna zrazu nie chce mieć z tą sprawą nic wspólnego, ale pewne odkrycia pobudzą jego nieco uśpiony obserwowaniem niewiernych mężów i puszczalskich żon psi nos. Pachnie niezłą aferą, choć im dalej w las, tym więcej pytań, niż odpowiedzi – a kolejne etapy mozolnego śledztwa wydobywają dodatkowo brudy ze światka polityki i wielkich pieniędzy. Gangsterzy, mylne tropy, pełne napięcia zwroty akcji i drobny wątek miłosny dają w rezultacie pasjonującą i diablo wciągającą lekturę na jedno popołudnie – jedno, bo przecież pamiętajcie o tytule: ta instrukcja jest krótka. Co nie znaczy, że delikatna.
Książka, choć jest debiutem powieściowym, nie jest debiutem literackim autora. Kaźmierczak to znany dziennikarz śledczy, od lat dziewięćdziesiątych mocno zaangażowany w sprawę zamordowanego dziennikarza Jarosława Ziętary. Echa tej sprawy można odnaleźć właśnie na łamach „Krótkiej instrukcji obsługi psa”. Tym większe wywiera wrażenie. Bohaterowie – poza Joachimem i kolegą zabitego – nie mają imion, stosowane są tutaj ogólnikowe określenia takie jak Biznesmen, Ona, Dobry, Zły czy Dziennikarz. Nadaje to opowieści swoisty charakter, gdyż nie tylko intryguje (czytelnik wszakże lubi wiedzieć, kim jest bohater, a tutaj mamy w zasadzie samych everymanów), ale dodaje książce nieco reporterskiego szyku. Pozornie odczłowiecza, ale owa uniwersalność paradoksalnie pogłębia rozpoznawalność postaci. Dla przykładu „Zły”, z racji braku innego określenia (nie jest Andrzejem, Zenkiem ani Łysym), przyjmuje na siebie cechy wynikające ze znaczenia przymiotnikowego tego słowa. Ma na imię Zły, bo jest zły. Tak jednoznaczne scharakteryzowanie postaci odziera ją z tego, czym potencjalnie mogłaby być. Joachim ma imię, za fasadą którego kryje się człowiek o złożonym charakterze, odsłanianym stopniowo w miarę postępu fabuły, natomiast pozostali są tylko pionkami, postaciami mającymi odegrać jakąś rolę. Nie ma tu analizy różnych stron bohaterów, nie ma miejsca na szukanie w nich cech ukrytych, stanowią swój przydomek i nic poza nim nie jest nam potrzebne do poznania i oceny bohatera. Sprzyja to dynamice i, poniekąd, buduje warstwę sensacji – i w tym wypadku mam na myśli oba znaczenia tego słowa. „Krótka instrukcja obsługi psa” jest bowiem sensacyjna zarówno pod względem tempa akcji, jak i wydźwięku. Wstawki - artykuły z gazet - podnoszą realizm fabuły i znacznie zwiększają jej przesłanie medialne – mamy wrażenie, że to prawdziwa historia, że ta zbrodnia naprawdę miała miejsce. Styl imitujący literaturę faktu służy powieści, zwłaszcza w zderzeniu z warstwą emocjonalną i romantyczną. Narrator jest rzeczowy i pragmatyczny, brak tu zbędnego roztkliwiania się i ckliwości, toteż książka jest dokładnie taka, jak lubię – bardzo ostra, męska, zdecydowana. Relacja Joachima z byłą żoną jest dość dramatyczna i żywiołowa, ale nieskomplikowana i klarowna (a przynajmniej na tyle, ile trzeba, by zaznaczyć jej znaczenie dla fabuły). Szczególnie upodobałam sobie takie opowieści, gdyż uważam, że tam, gdzie jest śmierć, nie powinno być miejsca na jednorożce i rzyganie tęczą. Kiepskie skupienie uwagi na jednym wątku poprzez nadmierną komplikację wątków romantycznych sprawia, że te drugie przejmują znaczną wagę powieści, umniejszając elementy mające wieść prym. Niektórzy być może stwierdzą, że te miłosne dodatki dodają historii autentyczności czy wręcz równowagi, ale nie-e. Kryminał to kryminał, zwłaszcza, gdy potencjalnie oparty na prawdziwej tragedii.
Kaźmierczak opisuje mroczną stronę przemian systemowych i nie boi się wytykać im wad. Obnaża również wady policji: opieszałość, stronniczość, biurokratyczność. Odważnie żongluje oskarżeniami i sugestiami, snując opowieść o korupcji, układach i nierównych szansach. Pokazuje, że zbicie pionka to jedynie droga do celu, a w światku dużych pieniędzy i wysokich awansów życie człowieka znaczy tyle, co nic.
„Jeśli pański kolega gdzieś się z nas teraz śmieje, to nie ma pośpiechu, by go szukać. A jeśli, jak pan dowodzi, nie żyje, to tym bardziej nie ma pośpiechu”
Pomimo, że pojawiają się tu drobne żarciki, to są one dość gorzkie. Tak naprawdę to bardzo smutna książka. Pozostawia po sobie poczucie bezradności, żal i przygnębienie, choć jednocześnie sprawia, że dłonie same zaciskają się w pięści. To niesamowita zaleta, bo właśnie o to chodzi w powieściach – mają poruszać. „Krótka instrukcja obsługi psa”, pomimo wręcz żartobliwego tytułu, sugerującego lekką opowieść z dużą dawką ironii i dowcipu, to historia trudna i przejmująca, z zakończeniem wywołującym łzy bezsilności. Winszuję autorowi, że reporterskie pióro tak zgrabnie wyszlifował literacko i życzę mu dalszych sukcesów, mając jednocześnie nadzieję, że takich dosłownych inspiracji, jak historia Jarka Ziętary, już nie będzie. Rzeczywistość zbyt często przerasta fikcję…
„Uważał, że nie ma zdarzeń zbytecznych. Każde spotkanie, każda rozmowa, nawet widok z okna podczas podróży pociągiem miały znaczenie. A raczej mogły mieć – pod warunkiem, że nie zostaną zlekceważone. W takich wnioskach utwierdziła go wieloletnia praca reporterska”

Krótka instrukcja obsługi psa
Krzysztof M. Kaźmierczak

Zysk i s-ka 2016


Komentarze