Mnich, Matthew Gregory Lewis

„Złożyłeś śluby czystości wbrew prawom natury: człowiek nie został stworzony do celibatu, a gdyby miłość była zbrodnią, Bóg nigdy nie uczyniłby miłowania tak słodkim i nieodpartym!”

Jakie to jest niezwykłe, że pewne książki, które obecnie nazwalibyśmy grafomanią, są uznawane za klasyczne, niemal kanoniczne! Ale nie można się z tym spierać. Jeśli Matthew Lewis by żył i pisał współcześnie, pewnie musiałby korzystać z tzw. selfpublishingu… Ale jako, że pisał ponad 200 (!!!) lat temu, jego opowieść wciąż bywa wznawiana i wciąż budzi emocje. I to nie byle jakie!

Był kiedyś taki serial pt. „Ptaki ciernistych krzewów”. Pamiętacie? Opowiadał o pewnym księdzu, który zakochał się w kobiecie. To była piękna love story, o miłości zakazanej, rozpalającej zmysły i niesamowicie intrygującej. Serial obecnie pewnie wzbudziłby śmiech wśród publiczności, ale kiedy byłam nastolatką, moja mama oglądała go z wypiekami na twarzy, wielokrotnie zroszonej łzami. Ach, co to była za miłość!
„Mnich” ma tyle wspólnego z „Ptakami ciernistych krzewów”, co drewniany kij z kawałkiem chleba (i jedno i drugie w którymś momencie istnienia było rośliną). Czyli jest to skojarzenie bardzo odległe – mamy tu jednak kościół, moralność, zakazaną miłość. W „Mnichu” jest jednak nieco mroczniej i znacznie bardziej… erotycznie. Dobra, możecie się śmiać, ale jak się czyta o seksie w tak archaicznym i infantylnym języku, to paradoksalnie można się… zarumienić. Nie wierzycie? Spróbujcie sami. Gdy już opanuje się lekki śmiech i odłoży na bok cynizm, to można się porządnie wczytać. A jest w co…


Kilka historii miłosnych, w tym jedna wiodąca. Ambrozjo, surowy opat madryckiego klasztoru, próbuje zdobyć Antonię – młodziutką i niewinną niewiastkę. Antonia z kolei zakochana jest w Lorenzie. Niezły trójkąt, co? Pojawia się tu jeszcze femme fatale, czyli Matylda, straszna manipulatorka kusząca naszego ‘biednego’ Ambrozja, i siostra Lorenza Agnes, zamknięta w klasztorze, a usychająca z miłości do Rajmonda. Brzmi jak niezła telenowela, i w zasadzie tak jest, bo poza postacią Mnicha (czyli Ambrozja) i gotyckich ozdobników wiążących go z resztą niewiele tu grozy. Tak a propos, to „Mnicha” tak naprawdę trudno jednoznacznie włożyć w ramy jakiegoś gatunku. Jest tu atmosfera grozy, ale taka bardziej typowa dla osiemnastowiecznych, gotyckich tworów, niż dla znanego obecnie horroru, nawet pomimo tego, że pojawiają się tu elementy nadprzyrodzone, niekiedy okraszone… poezją (duch mniszki daje radę!). Ale te elementy sprawiają, że książka kojarzy się z opowieściami E. A. Poego, taka mistyczna i niepokojąca, aż strach.


Nie da się nie zauważyć, że książkę pisał młody człowiek, mający dość mgliste (ale i wyidealizowane) pojęcie o seksie i miłości. Infantylne i banalne wydarzenia toczą przesyconą erotyką fabułę, pełną przejaskrawionych motywów i emocji, momentami pełne frustracji młokosa uzależnionego od masturbacji. Przy tym kościół i cała jego moralność, dźwigana przez wysłanników, zostają poddane w wątpliwość. Mnich nie jest taki, jaki może się wydawać – ascetyczny, etyczny, oddany Bogu… choć tak jest kreowany przez wiernych, dla których jest niemalże nadświętym.


„Mnich” był kontrowersyjny, kiedy został wydany, może być kontrowersyjny i teraz. I tak, jak napisano w Posłowiu – zdecydowanie „trąci myszką”, choć nie da się odmówić książce swoistego literackiego uroku. Mi się podobało bardzo, bo świetnie się bawiłam, rozkoszując tą nieco zatęchłą archaicznością i stylem. Autor wydał mi się absolutnie… uroczy. Taki młody, taki wyzwolony, taki… zdeprawowany marzeniami.
Jedną z książek, które absolutnie uwielbiam i które czytałam kilkakrotnie, jest powieść „Niebezpieczne związki” Laclosa. Ma ten charakterystyczny, kwiecisty styl, co i „Mnich”. Może dlatego ta książka tak mi się podobała. Nie ukrywam, że czytałam ją dość długo, co rusz po kilka stron, ale to dlatego, że książki pisane tym specyficznym, starodawnym językiem i trudne zdania o dość archaicznej konstrukcji i dziwacznej składni tak generalnie powoli się czyta. Ale gdy się już ogarnie skomplikowane imiona postaci i miejsc, to spokojnie można sobie wydzielać – fabuła nie jest zbyt skomplikowana.

Cieszę się ogromnie, że wydawnictwo Vesper postawiło na odkurzanie zapomnianych staroci i mam nadzieję, że jeszcze wiele takich perełek znajdę w ich  przyszłym repertuarze. Polecam wielbicielom grozy, erotyki i klasycznej klasyki, zaznaczam jednak, że nie każdy współczesny czytelnik odnajdzie w tej książce to, czego szuka – „Mnich” przecież trąci mniszką… tfu! myszką ;)


„Mnich”
Matthew G. Lewis

Vesper 2016

Komentarze