Anioły śniegu, James Thompson


tytuł oryginału: Snow Angels
tłumaczenie: Maciej Nowak - Kreyer
wydawnictwo: Amber 2012
ISBN: 978-83-241-4236-1
liczba stron: 336

+ dodatek*


"To brzydkie miejsce. Cisza, nieszczęście, miesiące ciemności. To za bardzo ekstremalne, coś jak życie na pustyni, tyle że nie piaskowej, a śnieżnej."






O, rany. 
Czuję się, jakbym przebiegła właśnie maraton. Jestem zmęczona, rozdrażniona i rozczarowana. A wszystko przez "Anioły śniegu". 
Kupiłam tę książkę w pakiecie (dwie książki, sic!) skuszona nie tyle ładną okładką, co zdaniem wyrytym na okładce: 
"Taki kryminał napisałby Simon Beckett, gdyby mieszkał za biegunem polarnym"
Ta, gdyby pozbawiono go mózgu, talentu i kreatywności. 

Ładna okładka. Błyszcząca. Ze skrzydełkami. Piękny nagłówek, oddzielony od każdej strony eleganckim paskiem, nad którym jest nazwisko autora i tytuł książki. Kilka pierwszych słów ważniejszych akapitów pogrubiono. Rozdziały ładnie oznaczone. Pod względem wizualnym jest lepiej niż dobrze. Ale to tylko... przerost formy nad treścią.

Chyba Piotrek miał rację pisząc o bardzo niekompetentnych tłumaczach wydawnictwa Amber. No, coś strasznego. Nie wierzę, że ta książka w oryginale jest tak kiepska - tłumaczono ją na kilka języków, a James Thompson zyskał światową sławę. Nie, to nie jest wina autora. Chcę w to wierzyć.

Książka napisana jest w czasie teraźniejszym w pierwszej osobie. Bez polotu i finezji. Zdania są krótkie, a całość nie przypomina opowieści, tylko zdawkową relację zdarzeń. Coś takiego napisałby gimnazjalista, serio. Głównym narratorem i jednocześnie bohaterem jest inspektor Kari Vaara i całość opisana jest właśnie z jego perspektywy.
"Przebadaliśmy miejsce zbrodni, zabraliśmy ciało Sufii Elmi. Co jakiś czas wchodziliśmy do domu Aslaka, żeby się ogrzać, ale i tak jestem przemarznięty do szpiku kości. Odchodzę stąd jako ostatni, więc teraz stoję samotnie i się trzęsę. Unoszę wzrok. Wiatr przegnał chmury, noc jest gwiaździsta. Zrobiło się na tyle jasno, że nie potrzebuję latarki, więc ją wyłączam."
Trudno uwierzyć, ale cała książka napisana jest w takim stylu. Suchym, pozbawionym lekkości, urywanym. 
Przykro mi o tym pisać, ponieważ historia ma ogromny potencjał. Znalezione zostają zwłoki somalijskiej aktorki filmów klasy B - pocięte, pokiereszowane, zbezczeszczone. Na piersi kobiety wyryto napis "Murzyńska dziwka", pozbawiono ją oczu i wepchnięto jej tulipana z butelki po piwie do pochwy. Kim jest morderca? Czy jest nim mieszkaniec Kittilä, czy turysta? Czy zabójstwa dokonano z motywów rasistowskich czy seksualnych? Całej historii towarzyszy egzotyczne wręcz tło - skuta lodem Laponia w czasie Kaamos, nocy trwającej dwa tygodnie. Ekstra.

Wszelkie czynności są wymieniane jakby na palcach. Nie ma ciągłości. Autor (czy raczej tłumacz) bardzo starał się, by powieść była mroczna, bulwersująca i ciężka - ale osiągnął jedynie moją irytację. I, choć ostatecznie powieść wciąga, każe doczytać do końca, dojść do sedna sprawy, to męczy. Cała intryga rozczarowuje - głównie swoją banalnością. Punkt kulminacyjny? Okej, może i jest w nim element zaskoczenia, ale mnie nie przekonuje. Zdarzają się lepsze momenty, ale... można je policzyć na palcach.
"Psychoza stała się czymś zwyczajnym. Może zimno i ciemność nas wszystkich doprowadzają do obłędu" 
Czytałam kilka recenzji tej książki na Lubimy Czytać i wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że prawie wszystkie recenzje są bardzo pochlebne. Serio? To w takim razie co jest ze mną nie tak, że nie poczułam tego klimatu, nie dałam się wciągnąć w wartką akcję? Jeśli o mnie chodzi, kilka morderstw popełnionych przez jednego lub kilku sprawców, kilka opisów sekcji zwłok i mnóstwo flaków nie wystarczy, bym miała piać z zachwytu. Wprowadzono też wiele bezsensownych wtrąceń niepotrzebnych fabule (jak choćby przemoc domową ludzi, którzy nie mają z niczym nic wspólnego, ot, może właśnie po to, by ukazać klimat).
A sama intryga kryminalna? Co miesiąc w "Detektywie" wychodzą ciekawsze intrygi, a i język jest bezsprzecznie lepszy... Co chyba niezbyt dobrze świadczy o książce, prawda?

"Anioły śniegu" to książka dla niezbyt wymagających czytelników, którym nie przeszkadza banalnie prosty język, krótkie, nierozbudowane zdania i styl, jakim by się nie powstydził blokers. Nagromadzenie ofiar, wplątanie do całości wątków rytualnych, dorzucenie wiary muzułmańskiej i kilku cytatów z Biblii Tysiąclecia, odważne opisy - to wszystko świetne elementy powieści, zgoda. Ale realizacja?
"Jem kromkę ryżowego chleba z kiełbasą i serem, czekam, aż zaparzy się kawa. Nie wyspałem się, ale trzeba dalej prowadzić śledztwo."
O, rany. 

______________________



Anioły Śniegu [James Thompson]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE



Kari Vaara: Anioły śniegu | Jezioro krwi i łez



Komentarze

  1. Czytałam "Jezioro krwi i łez" i miałam podobne odczucia. Książka mało wciągająca, intryga taka sobie, główny bohater nie zyskał mojej sympatii. Lubię wyrazistych i może nawet nieco mrocznych bohaterów (z miejsca na przykład polubiłam Harry'ego Hole'a, a tutaj inspektor Kari Vaara działał mi na nerwy). Poza tym ten suchy styl, o którym wspominasz, do mnie nie przemówił. Ogólnie jestem na nie i nie zamierzam sięgać po kolejne książki tego autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kari Vaara to taka ciamajda. Nie jest wyrazisty, próby "uczłowieczenia" go - opowieści o siostrze, łzy, nawet jego miłość do żony - to wszystko było sztuczne. Sztuczne dialogi, urwane konteksty, ta książka to męczarnia. "Jezioro krwi i łez" przeczytam, bo stoi na półce, choć strasznie żałuję wydanych pieniędzy (niewiele, przecena w Matrasie, ale mimo wszystko) - mogłam kupić coś lepszego. Brrrr!

      Usuń
  2. Ja niestety ani nie czytałam, ani nie słyszałam o twórczości tego autora. Gdybym przeczytała sam opis fabuły, zapewne niezwłocznie leciałabym do biblioteki, księgarni, przeszukałabym internet w poszukiwaniu ebooka. Cokolwiek. Byleby przeczytać. Dlatego strasznie rozczarowałam się czytając dalszą część Twojej recenzji. Może i nie rozumiem toku myślenia przestępców. Ale mimo wszystko nie wyobrażam sobie czytać coś tak lakonicznego jak właśnie to co tu opisujesz. Te fragmenty są po prostu straszne. A co do Amber, to mam kilka ich książek i również jestem zniesmaczona tłumaczeniem. W moich książkach po prostu roi się od błędów ortograficznych. A dodam jeszcze, że jestem dysortografikiem i rzadko kiedy uda mi się wyłapać ten rodzaj błędów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie dlatego rzuciłam się na pakiet jak szczerbaty na landrynki, jeszcze spojrzałam na opinie na LC - o rany, jak wszyscy piali, że niezwykła, wspaniała... To wzięłam! A tłumaczenia u Amber nie zawsze są złe - Stuart MacBride "działa" bez zarzutu, Simon Beckett też. Dopiero teraz ujrzałam, jak strasznie kuleje tłumaczenie Thompsona... A błędy ortograficzne to WSTYD w książkach, i Amber powinien choćby przed wydaniem przeskanować autokorektą.

      Usuń
  3. Ten tytuł znalazł się już na mojej liście do przeczytania, ale po Twojej recenzji to nie wiem, czy sięgać. Być może kiedyś. Tak od tłumacza wiele zależy. Niektóre dobre tytuły po przetłumaczeniu okazały się zwykłym kiczem. Dlatego czasami warto sięgnąć po oryginał i samemu się pomęczyć ;)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, lepiej przeczytać w oryginale, ale co zrobić, jak polskojęzyczne książki są tak łatwe do zdobycia? ;)

      Usuń
  4. Dzięki za ostrzeżenie. Książka wpadła mi jakiś czas temu w oko i pewnie prędzej czy później bym ją kupił. Czytając te cytaty nie mogłem powstrzymać się od śmiechu - jeśli cała książka napisana jest tak nieporadnie, to ja nie mam więcej pytań :) Wizualnie prezentuje się ładnie, ale, jak mawiają, kupa zapakowana w ładny papier nadal pozostaje kupą :-P Ciekaw jestem Twojej opinii na temat tej drugiej książki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, cała książka. Ratuje ją tylko to, że z czasem umysł przyzwyczaja się do stylu i czytanie jakoś idzie. Byle do końca :) Przyznaję, że do setnej strony chciałam rzucić książką o ścianę, ale przetrwałam moment kryzysowy i dałam się wciągnąć. Taki ze mnie męczennik, powiedzmy, że "cierpię za milijony" i dzięki temu Wy nie musicie już tego czytać ;)

      Usuń
  5. W końcu coś, czego nie muszę poszukiwać. :P

    Też się dzisiaj nie wyspałam. A do weekendu jeszcze cztery dni. Chyba napiszę o tym książkę, albo chociaż rozdział. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisz, napisz. W dwóch tomach ;)

      Usuń
    2. Lepiej nie, bo dziś się nie wyspałam jeszcze bardziej, ale i trzeba robić swoje. A poza tym, moja wersja byłaby nudniejsza, bo kawy nie robiłam, a zamiast kromki ryżowego chleba z kiełbasa i serem, zjadłam pospolitą kanapkę z pomidorem.

      Usuń
    3. To rzeczywiście, z tego nie wyklecisz ani rozdziału. Vanitas vanitatum et omnia vanitas!

      Usuń
    4. O mamo, teraz ta recenzja bawi jeszcze bardziej.

      Dwie różne osoby, dwie różne książki, a zarzuty te same.
      Kurcze, mnie też zdziwiły te dobre opinie na lubimyczytac. Rozumiem, że ktoś jest mniej marudnym czytelnikiem, ale żeby aż tak?

      Swoją drogą, skleroza rzecz straszna. Gdybym pamiętała Twoje ostrzeżenia, to bym nie wypożyczyła drugiego tomu. Dobrze, że pierwszego nie było w bibliotece, bo przytargaabym obydwa. Choć to i tak mniejsze nieszczęście niż obydwa KUPIĆ. :P

      Usuń
  6. Hej!
    No nareszcie coś beznadziejnego ;).
    A te cytaty są naprawdę prymitywne (haha, i kto to mówi ;P... ach...)...
    (Jak ja kocham trzy kropeczki...)...

    Pozdrawiam!
    Melon

    PS: Czekam na kolejną recenzję ;D!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba niezbyt dobrze, że się cieszysz, że coś beznadziejnego... ;P Ale owszem: nie musisz tego czytać. ;)

      Usuń
  7. Ręcyma i nogami mogę się podpisać pod Twoją recenzją :) Nie wiem czy to akurat wina tłumacza, ale nie jest to dobry przykład kryminału. Mnie "Jezioro krwi i łez" zirytowało jeszcze bardziej, całe szczęście, że to nie była moja książka tylko wypożyczona, bo płacić prawie 40 zł za książkę z tyloma błędami edytorskimi to zgroza. Treść też nie była najlepsza, a Karii denerwował mnie jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kari jest przezroczysty, nie ma w nim nic, czego ja osobiście szukam u dzielnego policjanta, bohatera serii kryminalnej. A wiele nie wydałam, w pakiecie i tak wyszło taniutko, złapałam się na promocję w Matrasie - jednak te same pieniądze mogłam przeznaczyć na coś innego. Cóż, zdarza się, zawsze się gdzieś trafi zgniłe jajo.

      Usuń
  8. Wydaje mi się, że niektórzy po przebiegnięciu maratonu, mają bardziej pozytywne odczucia ;) fragmenty książki, które przytoczyłaś są rzeczywiście straszne, więc na pewno nie bd zawracać sobie tą książką głowy.
    A co pozytywnych recenzji na LC - może to wynika z tego, że tym, którym książka się nie podobała nie chciało się pisać recenzji? ;)

    PS przeczytałam Twój artykuł o kanibalizmie. Nie wiem czemu oczekiwałam połączenia kanibalizm - seryjni mordercy xD czytając przypomniał mi się film "Apocalypto". Religioznawstwo nie jest po drodze z moimi zainteresowaniami, ale to szokujące co ludzie robili i w co wierzyli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, komu się nie podobało, po prostu odkładał książkę i zapominał :)
      Co do PS - źle się wtedy wyraziłam, rzeczywiście mogłaś oczekiwać takiego połączenia :) Film "Apocalypto" był świetny! Religioznawstwo nie jest też moim hobby, ale pewne elementy - jak najbardziej. Dziękuję, że znalazłaś czas i ochotę, by przeczytać tamten artykuł :)

      Usuń
    2. Przyjemność po mojej stronie ;) choć nie wiem czy przyjemność to odpowiednie słowo, biorąc pod uwagę tematykę artykułu (żeby potem mnie nie uważano za sadystę) ;D

      Usuń
    3. Oj, o mnie też by ktoś tak mógł powiedzieć po przejrzeniu mojej biblioteczki ;)

      Usuń
  9. "Taki kryminał napisałby Simon Beckett, gdyby mieszkał za biegunem polarnym".
    Ta, gdyby pozbawiono go mózgu, talentu i kreatywności. - dobre, dobre... ;) A że ja niezbyt wymagającym czytelnikiem zdecydowanie nie jestem to...podziękuję. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie hasła mnie strasznie wkurzają. Koontza też polecają na okładkach jako "największemu konkurentowi Stephena Kinga", denerwujące, bo choć Koontz jest sławny i płodny literacko, to do Kinga mu baaaaardzo daleko.

      Usuń
    2. Ja również nie znoszę takich haseł. Często też można się spotkać z porównaniem do Agathy Christie. Potem oczekujesz od książki czegoś całkiem innego niż to, co dostajesz.

      Usuń
  10. "Jezioro krwi i łez" było tragiczne! Tyle błędów stylistycznych, ortograficznych i literówek to w żadnej książce nie widziałam. Spotkałam się z opiniami o słabych tłumaczach Ambera i niestety muszę się do nich przychylić. Za to "Anioły śniegu" mi się podobały, tym bardziej zawiodłam się na drugiej części.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przyznam, że okładka jest bardzo zachęcająca, jednak po przeczytaniu Twojej recenzji wiem, że książkę tę będę omijać jak najszerszym łukiem!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie ogarniam: jest zabójstwo, sekcje zwłok, flaki, kiełbasa i ser, a mimo to książkę zepsuto. Toż to nieprawdopodobne...

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzięki, Melonie, ale nie biorę udziału w tych zabawach, Versatile blogger wystarczy w zupełności :) Ale na Twoje pytania odpowiedziałam u Ciebie w komentarzu :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzięki, będę się wystrzegać, okładka faktycznie piękna i tytuł zaciekawia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Po przeczytaniu Twojej recenzji będę się trzymała z daleka. Okładka jednak fajna.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz