Żywe Trupy: Upadek Gubernatora [cz.1], R. Kirkman, J. Bonansinga


"Sam akt wendety jest w tej brutalnej erze odruchem niemalże naturalnym - choć przecież w normalnych okolicznościach uznano by zemstę za manifestację niskich, podstawowych i niegodnych cywilizowanego człowieka instynktów - koniecznością wymuszoną apokalipsą, czymś tak powszechnym jak strzelenie do żywego trupa lub bezsilne patrzenie na ukochaną osobę przemieniającą się w nieumarłego potwora"


Autorzy
The Walking Dead jest już marką. Seria komiksów, serial produkcji AMC, gry. I książki. Każda cegiełka budująca ten ogromny, postapokaliptyczny świat, stanowi jedność, mniej lub bardziej powiązaną z resztą. Poprzednie dwie książki Roberta Kirkmana i Jaya Bonansingi łączyło z resztą jedno - postać Gubernatora, Philipa Blake'a, samozwańczego władcy totalitarnego Woodbury, ostatniej - zdawałoby się - namiastki cywilizacji, spleśniałych resztek ludzkości złożonej z niedobitków. 

Od mojej ostatniej wizyty w Woodbury minął prawie rok i przez ten czas... cóż, sporo się zmieniło. Ufortyfikowane miasto wciąż zdaje się idyllą z zewnątrz, jednak od wewnątrz toczy je zło, niczym rak. Zdeprawowani żołnierze Gubernatora nie cofną się przed niczym, by każdy ewentualny protest czy głos rozsądku zadusić w zarodku. Ale większość mieszkańców nie protestuje, bynajmniej; zmanipulowani złudnym poczuciem bezpieczeństwa egzystują swobodnie, tylko po cichu narzekając na coraz mniejsze racje żywnościowe, za to głośno dopingując walczących w swoistym ringu śmierci zawodników. Przemoc, zbrodnia, prawo pięści i bezgraniczne posłuszeństwo to i tak niewielka cena za spokojny sen pod dachem.

Lilly Caul również tak uważa. Cel uświęca środki, nie można mieć wszystkiego i takie tam inne bla, bla, bla, które wynikają bardziej ze specyficznego syndromu sztokholmskiego niż rzeczywistego poczucia wspólnoty. Lilly w czasie jednej z akcji, podczas której starannie wybrana ekipa ma za zadanie plądrować sklepy z żałosnych, pozostałych resztek, dostaje iskrę nadziei i to jej trzyma się kurczowo. Nie tylko zamknięty, obficie wyposażony magazyn sklepu wesprze morale Lilly - przy okazji także i morale całej społeczności - ale i pewien młody mężczyzna, którego uśmiech w tych strasznie smutnych czasach stanowi wręcz ekwiwalent najprawdziwszego świętego Graala. 
W tym czasie do miasta przybywa grupa zwiadowców z więzienia, którzy mają w planach zrabować żywność mieszkańców Woodbury i nieomal zrównać miasto z ziemią. Tak przynajmniej twierdzi Gubernator, który - dla dobra ogółu - pozbawia dowódcę zwiadowców ręki, a jedyną kobietę z grupy przetrzymuje w niewoli, gwałcąc ją i maltretując. Sam nie zdaje sobie sprawy, że trafił na godnego siebie przeciwnika...


Pierwsza część trzeciego tomu trylogii "Żywe Trupy" jest doskonałym kąskiem dla fanów komiksu i serialu, którzy - czytając dwa pierwsze tomy - z niecierpliwością przebierali nóżkami w oczekiwaniu na jakąś znaną postać. Poza Gubernatorem, który narobił niezłego zamieszania w III sezonie The Walking Dead, zobaczymy tu także trzy inne osoby. Nie chcąc Wam popsuć lektury nie wyjawię, kim są, ale podejrzewam, że fani serialu i komiksu już dawno się domyślili. Mimo iż wydarzenia opisane w książce zostały także przedstawione w serialu, to jednak nie ujmuje to radości czytania. Ciekawe jest to, że te właśnie wydarzenia tutaj ukazane są z innej perspektywy, odrobinę zmienionej, ale równie dramatycznej i tragicznej w skutkach.

Jestem bardzo ukontentowana lekturą. Jako fanka uniwersum TWD nie mogłabym stwierdzić inaczej. Pomimo drobnych wad, o których nie ma nawet sensu się rozpisywać, pierwsza część tomu zwieńczającego trylogię jest smacznym kąskiem dla każdego, kto choć raz dał się uwieść tej rozbudowanej i epickiej wręcz historii. Przyznaję, że niewielu tu szwendaczy - poza drobnymi wzmiankami w czasie akcji i opisów wyciągających umarłe ręce "elementów" ringu, żywe trupy stanowią jedynie tło. Tło, do którego - po dwóch latach od apokalipsy - bohaterowie zdążyli się już przyzwyczaić. Teraz jęki nieumarłych to nic innego, jak proza życia, nieodłączny element codzienności i przerażający, acz stały dodatek do nowej jakości życia. Można powiedzieć, że szum samochodów, dźwięki klaksonów i hałas gwaru miejskiego ustąpiły po prostu miejsca jękom zombie, które - podobnie jak powyższe dzisiaj - w nowej rzeczywistości nigdy nie milkną. Brak walk z zombie rekompensuje zaś dynamiczna akcja w murach miasta, spora dawka psychologii postaci i szczegółowe opisy codzienności pozostałych przy życiu ludzi. Specyfika egzystencji w tym miejscu, brutalnie zmienionej na stale niebezpieczną, odbija się na mentalności i osobowości pozostałych survivors. Daje to doskonały pretekst do analizy potencjalnych zachowań ludzi względem siebie nawzajem i to właśnie jest największą siłą uniwersum. Kirkman i Bonansinga skrupulatnie wykorzystują elementy psychologii, analizując potencjalny behawior ludzi przypartych do muru, dzięki czemu wykreowali mroczny, acz całkiem wiarygodny świat, w którym prawie zabrakło nadziei.

Polecam tę powieść głównie fanom uniwersum TWD, gdyż to najpewniej oni stanowią główną grupę docelowych odbiorców, ale jeśli nie znasz jeszcze tej historii, to prędko nadrabiaj. Zaznaczam, że czytanie trylogii po kolei jest kluczowe do zrozumienia fabuły. Z niecierpliwością czekam na drugą część „Upadku Gubernatora”, umilając sobie czas serialem. Was zachęcam gorąco do poznania całokształtu The Walking Dead – uniwersum, w którym znajdziecie zarówno akcję, sensację, grozę, jak i miłość, przyjaźń, zdradę i poświęcenie. Kirkman nie poskąpił niczego, dając fanom cały kalejdoskop wartości, ewentualności i emocji. I za tą rozpiętość ja osobiście kocham The Walking Dead… w każdej postaci i w każdej ilości. Niech żyją Żywe Trupy!

The Walking Dead. The Fall of The Governor, tłum. Bartosz Czartoryski.
Sine Qua Non 2014, ISBN: 9788379241408, liczba stron: 340
 The Walking Dead. Żywe Trupy. Upadek Gubernatora. Część 1 [Robert Kirkman, Jay Bonansinga]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE


Komentarze