Przypadek Alicji, Aleksandra Zielińska



„Nie jesteś już w Krainie Czarów, Ala, czas stawić czoło życiu, a dorosłość ssie i śmierdzi, przecież nie muszę ci mówić”


Chodź, chodź, nieostrożna Alicjo, jeszcze kilka kroków i hop, w głąb króliczej nory, daleko i nisko, pod ziemią i gdzieś indziej, zniknij ludziom z oczu, hop-hop, a pozostanie po tobie jedynie kontur ust wykrzywionych w przerażającym grymasie gdzieś na wysokości rozbawionych i rozdętych tłumionym śmiechem brzuchów ludzi. Tych rozbawionych twoimi brudnymi stopami pozbawionymi butów i w jednej tylko skarpetce, rozwianym włosem tak brudnym, że na jego łoju można smażyć frytki, z poszarpanej koszuli nocnej, pobrudzonej krwią – nie twoją. Zostaw ich za sobą, z tym ich pogardliwym wzrokiem, który odwracają, gdy wymiotujesz w tramwaju, zalana łzami. Zostaw ich z tą ich skrzywioną empatią, dzięki której opłakują śmierć jednorazowego aktora serialu o lekarzach, a prawdziwą tragedię zbywają wzruszeniem ramion. Chodź, chodź, wskakuj, mała, jest jeszcze tyle rzeczy, które możesz zobaczyć, przeżyć, przeszkadza ci w tym tylko pasożyt pod sercem, ale spoko, git, mała – to się wytnie. Pójdź tam, dokąd cię prowadzą wytwory twojego młodziutkiego i głupiutkiego umysłu, a dostaniesz dokładnie taką krainę czarów, na jaką zasługujesz*.

Aleksandra Zielińska jak dotąd poprzestawała na krótkich formach prozatorskich, uzupełniając liczne antologie w swoje opowiadania. Wreszcie nadszedł czas na powieść, o której sama autorka mówiła w rozmowie dla Kulisów polskiego horroru (przeczytaj). „Przypadek Alicji” to jednak nie jest powieść grozy, tak naprawdę ogromnie trudno jest ją zaklasyfikować. To oniryczna, mocno surrealistyczna proza, wypełniona logiką snu, momentami absurdalna i niezrozumiała, z fabułą balansującą na granicy niedorzeczności i bolesnej, trudnej rzeczywistości. Alicja, młoda dziewczyna pochodząca z rodziny, w której brakuje ciepła, miłości i zrozumienia (powiedzieć dysfunkcyjnej to jednak o wiele za dużo), buntuje się przeciw dorosłości w sposób momentami bardzo infantylny, naiwny i jednak bardzo niedojrzały – wbrew temu, iż jest już przecież dorosłym człowiekiem, studiuje farmację, ma kochającego faceta i życie, tak generalnie, w miarę ogarnięte. Ten kontrast tego, kim jest, kim chciałaby być, a kim zdecydowanie nie chce się stać stanowi esencję tej powieści. Alicja wciąż poszukuje własnej drogi, własnej tożsamości, sprzeciwia się temu, że los z góry zaplanował dla niej przyszłość, co do której sama nie była jeszcze pewna. Wpadka po nic nie znaczącym szybkim numerku w obleśnym kiblu klubu Kitsch staje się katalizatorem swoistej psychozy, której doświadczy bohaterka. Bohaterka, którą z jednej strony trudno polubić, gdyż jest egoistyczna, buńczuczna, momentami głupiutka, a której z drugiej strony współczujemy i z którą w jakiś sposób możemy się identyfikować. To, jak ambiwalentne uczucia wywołuje Alicja, jest jedną z największych sił powieści – nie jest nam bowiem obojętna, niezależnie od tego, czy wywołuje emocje pozytywne, czy negatywne. Jej zachowanie, graniczące z szaleństwem, i jej własna projekcja rzeczywistości – skrzywionej, jak po drugiej stronie lustra, wywołują gniew i ochotę złapania jej za kudły i wykrzyczenia, żeby się wreszcie ogarnęła. Głupiutka, naiwna Alicja napotka na swojej drodze po Krakowie kilka intrygujących postaci – Kotka, który pojawia się i znika, jak Kot z Cheshire, Paszę, którego ciąg nieudanych prób samobójczych stanowi kwintesencję jego istnienia, Bogarta, antagonistę, którego misją jest ukaranie Alicji za jej nienawiść do nienarodzonego dziecka i kilku innych bohaterów, równie enigmatycznych, intrygujących i wprowadzających do powieści zamierzony chaos. Jedyną postacią, która wydała mi się miałka, niedopracowana, mało wiarygodna, był Tomasz – być może dlatego, że był na wskroś prawdziwy, i jeśli taka właśnie była intencja autorki, by właśnie postać realną odziać w najnudniejszy, szary kostium, to chylę czoła. A może Tomasz właśnie w kontraście z arcyciekawym Kotkiem wypada tak blado? Pozostałe postaci bowiem mocno się wyróżniają, wprowadzają zamęt, dezorientację i lęk, pomimo tego, że niektóre z nich są skrajnie pozytywne.

Aleksandra Zielińska podczas tegorocznego KFASONu (fot. Łukasz Kuc, QFant)
Makabryczne, gigantyczne szczury, gadające koty, nadgniłe truchła i zakrwawione króliki to kolejny element, przemawiający za oniryzmem tej powieści, a jednocześnie wprowadzający doń surrealizm i swoistą psychodeliczność. Mocne, obrazowe opisy wyjęte niemal z obrazów Salvadora Dali czy filmów Larsa von Triera wywołują niepokój, ciągnący się niemal od początku do samego końca książki. Skojarzeń pojawia się całe mnóstwo – nawiązania do filmu „Donnie Darko” czy Dorotki, bohaterki „Czarnoksiężnika z krainy Oz”, to jedno. Ponadto osoba Bogarta, muzyka Slayera – to drugie. Wreszcie niejakie podobieństwo do prozy Łukasza Orbitowskiego, a zwłaszcza jego „Horror show” (recenzja) -zresztą słowa Orbitowskiego stanowią motto książki - i generalnie wykorzystanie motywu Alicji mającego źródło w powieści Carrolla dają nam w rezultacie „Przypadek Alicji” - jedną wielką papkę pulpu, kiczu (nie bez powodu krakowski klub, w którym Alicja zachodzi w ciążę, nazywa się Kitsch) i całej maści popkultury. Podobało mi się to zgrabne wplątanie znanych motywów, będących kwintesencją XXI wieku. „Przypadek Alicji” nie jest zatem jedynie powieścią o dziewczynie, która ze wszech sił pragnie zniszczyć nienarodzony płód, by nie musieć nigdy dorastać, ale przede wszystkim jest to wynik dogłębnej analizy naszej rzeczywistości, przerysowanej i przedstawionej w formie przekształconej, czy wręcz zniekształconej. To opowieść o dorastaniu, buncie, zagubieniu, podana w niezbyt nowatorski, acz interesujący i przejmujący sposób. „Przypadek Alicji” to książka ciekawa, intrygująca, napisana bardzo dojrzale, choć paradoksalnie opowiadająca o niedojrzałości – a może tylko tak można ją przedstawić? Pióro Oli Zielińskiej jest pełne dwuznaczności, zdradza świetny warsztat, gros pisarskiej wrażliwości i umiejętność obserwacji świata i naginania go do swoich potrzeb. Nie brak tu humoru, czasem zawoalowanego, czasem bardzo dosłownego. Wulgaryzmy, zastosowane z umiarem, acz niezbędne do zobrazowania losów Alicji, przywiodły mi na myśl pióro Gai Grzegorzewskiej. Nawet ta pospolita „kurwa” stanowi element wprowadzający do dialogów biegłość i pewną naturalność, dzięki czemu to, co dla wielu jest niesamowicie trudne – płynne rozmowy – dla Zielińskiej nie stanowi żadnego problemu. Mam wrażenie, że każde słowo powieści zostało przemyślane, uzasadnione i niezbędne. Ale mimo ciężkiego kalibru, powieść czyta się lekko i przyjemnie. „Przypadek Alicji” to zdecydowanie baśń dla dorosłych.
Mam tylko nadzieję, że Aleksandra Zielińska nie jest tak zagubiona, jak jej bohaterka, i życzę jej, by wyciągnęła z kapelusza pomysł na kolejną tak dobrą historię, jak debiutancka.

*parafraza cytatu z powieści


„Przypadek Alicji”
Aleksandra Zielińska
W.A.B. 2014
Seria Archipelagi

Przypadek Alicji [Aleksandra Zielińska]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE





Komentarze