Więcej krwi, Jo Nesbø

"Rybak zawsze znajduje to, czego szuka"


Jak to powiedział kiedyś jakiś mądry, racja jest jak dupa - każdy ma swoją. Podobnie jest z opiniami. Przeglądając portale księgarskie i książkowe nie można jednak nie zauważyć pewnej tendencji do powielania opinii - statystyka ma to do siebie, że dąży do optimum. W przypadku książek z list bestsellerów widać to zresztą najbardziej. I choć z reguły bywam w większości, gdyż tak właśnie działa sugestia - to tym razem jestem w bardzo, bardzo wąskim gronie. A to z tej prostej przyczyny, że książka "Więcej krwi" podobała mi się niezmiernie. Witam w mniejszości. 
"Moja jedyna szansa to przypadek. Bycie tak nieobliczalnym, żebym nawet sam nie wiedział, jaki będzie mój następny ruch"
               "Więcej krwi" to druga część serii kryminalno-obyczajowej norweskiego mistrza kryminału. Jo Nesbø ponownie zabiera czytelnika do uniwersum stworzonego w "Krwi na śniegu", mrocznego świata gangsterki, narkotyków, ciemnych biznesów i handlu... rybami. Tutaj pierwszym po bogu jest Rybak, przerażający mafiozo (i jest on w zasadzie jedynym mostem łączącym obie powieści, dlatego pragnę podkreślić, że kolejność czytania może być całkowicie dowolna), z którym na pieńku mają bohaterowie obu historii. "Więcej krwi" to opowieść o Jonie, który po spierniczonej akcji likwidacji jednego z ludzi Rybaka (ach, tak - Jon Hansen ściąga dla bossa długi, a ostatnio awansował do roli hitmana), ucieka przed zemstą szefa do wioski na północy Norwegii akurat w czasie dnia polarnego. Od samego początku bohaterowi towarzyszy poczucie odrealnienia - w końcu przybywa na miejsce w środku nocy, a mruży oczy od słońca - i to balansowanie na granicy dodatkowo go stresuje, obok strachu przed śmiercią, skłonności do kieliszka i narastającej paranoi. Wentylem bezpieczeństwa okaże się Knut, syn młodej kościelnej, Lei, z którą połączy Jona niezdrowa relacja. Niezdrowa, gdyż Lea jest laestadianianką, a w jej wierze nie wolno nawet lubieżnie spojrzeć na jakiegokolwiek mężczyznę, który nie jest jej mężem, nawet jeśli tenże mąż zaginął na morzu i całe szczęście (bo rękę miał ciężką). Sytuacja nie byłaby taka zresztą najgorsza, gdyby nie to, że Rybak ma taki superpower, że znajdzie każdego i wszędzie...
Obserwacja leniwie przeżuwającego chrobotki renifera, budzące się nieśmiało uczucie, przyjaźń z chłopcem i degustacje miejscowego bimbru to elementy składające się na nudną codzienność bohatera, na którego już zapadł wyrok. Jego wykonanie to tylko kwestia czasu, więc Jon tak naprawdę czeka na to, co nieuchronnie się zbliża. A jednak mógłby ruszyć w drogę. Mógłby znowu zniknąć. Ale wtedy co z Leą...?
"Nie ma nic gorszego niż kula, która nie wiadomo kiedy wystrzeli"
Liczne recenzje i opinie tej powieści mówią jedno - to zła książka. Najgorsza w karierze Nesbø. Totalna pomyłka. Efekt wypalenia czy kryzysu twórczego. I tak dalej... Po lekturze kilku takich wpisów zastanowiłam się, co jest ze mną nie tak, skoro zupełnie się z tym nie zgadzam. Może się nie znam? A może po prostu jestem tak zafiksowana na punkcie Nesbø, że już zatraciłam jakikolwiek obiektywizm? Prawdziwa miłość jest bowiem ślepa i na wszelkie wady przymyka oko... Jeśli tak, to nie pozostaje nic innego, jak cieszyć się, że mnie jeden z moich najukochańszych pisarzy nie zawiódł, w odróżnieniu do wszystkich niezadowolonych czytelników, dla których "Nesbø się skończył" i w ogóle powinien już szykować sobie trumnę po dokonaniu tego literackiego samobójstwa. 
Oby nie.
"Więcej krwi" to, podobnie jak "Krew na śniegu", bardziej eksperyment, ćwiczenie, zabawa. Przynajmniej ja tak to odbieram. Jo Nesbø ma w sobie taką szorstką, jakby niezbyt swobodną wrażliwość, przy pewnych sprawach wydaje się wręcz niezręczny i nieporadny. Wypracował sobie taki styl i to, co niektórzy uznaliby za banał, w najnowszych powieściach jest po prostu świadomie obraną strategią. Bohaterowie Nesbø - i mam tu na myśli zarówno Olava ("Krew na śniegu"), Jona ("Więcej krwi"), jak i samego Harry'ego Hole (seria) tacy właśnie są. Cyniczni, przestraszeni, a jednocześnie nieustraszeni - w pracy są specjalistami, fachowcami, zaś w kwestiach uczuć są niczym dzieci we mgle. I szczególnie lubię te momenty, kiedy tak nieporadnie radzą sobie z uczuciami, do których ich zmusza autor. Tylko taka postać intryguje, która sama dla siebie pozostaje zagadką, a jednocześnie pełna jej wizja pozostaje w głowie autora. To się czuje. Jo Nesbø doskonale wie, co chce napisać, i celowo robi to w sposób nieoczywisty, bowiem cóż czytelnikowi po bohaterze szczegółowo rozrysowanym, którego kreacja zaczyna się i kończy na łamach powieści? Ja lubię tych bohaterów, których istnienie zaczyna się daleko przed pierwszą kartką i kończy jeszcze długo po ostatniej. No, chyba, że nie mamy happy endu. :) 
"Ja na ogół uciekałem, bo nie stać mnie było na zostanie"
Mam wymieniać kolejne zalety? Książka jest króciutka, ale kompletna. Bohaterowie, tempo akcji, dynamika - te elementy są tutaj bardzo na plus. Fani pisarza z pewnością dopatrzą się luźnych nawiązań czy podobieństw do kilku poprzednich książek. Momenty groteskowe czy absurdalne są już niejako cechą charakterystyczną autora, więc nikogo już nie zdziwią. Dla odmiany, tutaj fabuła jest niespieszna, a na pierwszy plan wysuwa się warstwa psychologiczna - szczęśliwie bez ckliwości czy przesady (co zresztą typowe dla Skandynawów). Można powiedzieć, że dostosowana jest do miejsca akcji - zimne, nieprzystępne, surowe - przez co emocjonalne aspekty stają nieco w kontraście do całości, co osobiście bardzo mi się podoba. Nie ma tu rozmemłania, banału, jest wysokie stężenie aforystyczności (podobnie jak w poprzedniej części), ale takiej zwyczajnej, naturalnej, nienachalnej. Jeśli ktoś, tak jak ja, ma alergię na ckliwość, to śmiało może sobie zażywać Nesbø nawet w dużych dawkach.

                 Reasumując, zupełnie nie zgadzam się z negatywnymi opiniami na temat tej książki i nie rozumiem, jak po jej lekturze ktoś może twierdzić, iż pisarz cierpi na kryzys twórczy. Ja myślę, że on dopiero teraz odcina kupony od swojej sławy. Ciężka praca, wyrobiona marka i znane nazwisko zaowocowały tym, że właśnie nadszedł moment na robienie tego, na co wcześniej brakowało odwagi. Chociaż mam wrażenie, że autor trzeci raz napisał tę samą książkę, to nie jest to złe wrażenie - przecież jeśli coś nam sprawia frajdę to dlaczego mamy sobie tego odmawiać? Ugruntowana pozycja na świeczniku umożliwia folgowanie. I mi to folgowanie Nesbø bardzo odpowiada. Czekam na kolejne poważne kryminały, i cieszę się, że autor umila mi czekanie takimi książkami. Osobiście polecam - "Więcej krwi" to lektura na jeden bardzo przyjemny wieczór. 

"Więcej krwi"
Jo Nesbo
Wyd. Dolnośląskie 2015

Komentarze